Tak puste drogi w Polsce widziałam ostatnio, gdy byłam mała. Białoruś jest prawie tak duża jak Polska, lecz ma zaledwie 10 milionów obywateli, z czego 2 miliony mieszkają w Mińsku. Być może ludzie mają też mniej samochodów, niż w Polsce – Siergiej wspominał, że popularnym rozwiązaniem jest tu kupowanie auta na spółkę przez grupę przyjaciół. Polacy, sądzę, nie mieliby do siebie tyle zaufania. Drogi między miastami są tu więcej niż przyzwoite: ekspresowe, a właściwie gdyby dobudować bezkolizyjne zjazdy, łatwo da się je przerobić na autostrady. Jednak ciekawe, co by z nich zostało, gdyby wpuścić na nie taki ruch jak w Polsce? Siergiej twierdzi, że gdy wjeżdża na nasze drogi, to od razu jest chory na klaustrofobię. Stresuje się, że ktoś zaraz na kogoś najedzie. Ba, po białoruskich drogach wiejskich Siergiej może pędzić 120 na godzinę i nikogo nawet nie zobaczy na horyzoncie…
Typowy krajobraz w typowym miasteczku. Niezwykle czysto i schludnie, choć budynki w starym stylu. Tu wszędzie jest jak w latach 80. (a może nawet 70. – ale tych czasów ja nie pamiętam).
Tu jest jak w latach 80., lecz w Polsce wówczas nie było tak ładnie. Być tutaj to jak powrót do dzieciństwa. Lepszej wersji dzieciństwa.
Siergiej mówi, że mam rację: Łukaszenka robi dziś to, czego nie zdążono zrobić w latach 80., przed upadkiem Związku Radzieckiego. Spełnia ludziom marzenia ze starych, dobrych czasów. My, Polacy, nie czujemy i nie chcemy czuć ciągłości z latami 80. W krajach posowieckich być może to lata 90. są przeklętym okresem, dziurą w szczęśliwym życiorysie?