Odbierać dzieci niemoralnym rodzicom

Niestety coraz więcej na tym blogu wiadomości politycznych. I to złych.

Gazeta.pl podaje:

Prezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenko podpisał dekret
zezwalający na odbieranie dzieci rodzinom określanym jako "niemoralne"
i umieszczanie ich w sierocińcach z pominięciem sądu – podał w
poniedziałek niezależny portal internetowy Telegraf.by.


Dekret, który został podpisany w piątek późnym wieczorem, ma zacząć obowiązywać od początku przyszłego roku.


Wśród powodów, dla których dzieci mogą zostać odebrane rodzicom,
są: wywieranie na nie złego wpływu, alkoholizm i narkomania lub
jakiekolwiek inne zaniedbanie obowiązków.



Decyzję mają podejmować w trybie trzydniowym specjalne komisje ds.
nieletnich po otrzymaniu sygnału o nieprawidłowościach w domu rodzinnym.



Dekret przewiduje, że koszty utrzymania dzieci w placówkach
opiekuńczych będą ponosić rodzice. Jeśli uchylają się od tego lub są
bezrobotni, mogą zostać postanowieniem sądu przymusowo zatrudnieni w
jednym lub kilku miejscach pracy. Ich odciski palców trafią do bazy
danych, a dochody będą kontrolowane.



Dopuszcza się też możliwość usunięcia niesumiennych rodziców z
zajmowanego mieszkania i oddania go pod wynajem na poczet kosztów
utrzymania dziecka.

Niedobrze. Byłoby już wystarczająco niedobrze, gdyby ten pomysł nie miał podtekstu politycznego. Ale ten podtekst niestety jest dość wyraźny. Nie od dziś obywatele jawnie sprzeciwiający się Łukaszence kreowani są przez media na narkomanów, alkoholików i degeneratów. Oto i kolejne narzędzie szantażu. Wystarczy sobie wyobrazić, że fakt, iż jedno z rodziców siedzi w więzieniu pod sfabrykowanymi pozorami, będzie uznany za "wywieranie złego wpływu na dziecko". Takich rzeczy nie było w Polsce, chyba że za Stalina. Inaczej pewnie sam Kuroń by wymiękł, gdyby za działalność opozycyjną zabrali mu syna do domu dziecka…

Dobry dowcip

Unia Europejska zaoferowała ostatnio Łukaszence znaczną pomoc finansową w zamian za reformy demokratyczne na Białorusi [patrz artykuł 1]. Prezydentowi chyba przypadła do gustu ta propozycja, gdyż od 1 stycznia Rosja podwyższa 4-krotnie ceny gazu sprzedawanego na Białoruś: jak powiada Aleksandr Grigorijewicz – szykuje się ciężki rok… [patrz artykuł 2].

Prezydent Łukaszenko postanowił więc wyjść naprzeciw oczekiwaniom Unii i na początek przyznać się, że sfałszował wybory. Zwołał konferencję prasową i powiedział:
– Na prezydenta Łukaszenkę zagłosowało 93,5 proc. wyborców. Ale mówili, że to nie jest europejski wynik i myśmy zrobili 86 proc.! [patrz artykuł 3]

Białorusi gratulujemy dowcipnego prezydenta.


  1. Bruksela kusi Białoruś – Komisja Europejska opublikowała we wtorek całkowicie nową ofertę dla Białorusi – gazeta.pl
  2. Łukaszenko: Przyszły rok będzie dla nas bardzo ciężki – gazeta.pl
  3. Łukaszenko: Sfałszowaliśmy wybory prezydenckie – gazeta.pl

Uparci Egipcjanie wracają!

Historia Egipcjan kopiących tunel łyżką do butów (opisałam ją tutaj) ma dalszy ciąg. Onet.pl donosi:

Dwaj
Egipcjanie, którzy chcieli przedostać się z Rosji do Niemiec, za pomocą
łyżki do butów przekopali się dwukrotnie – w tę i z powrotem – przez
granicę białorusko-polską.

Gdy odesłano ich do Moskwy, niezrażeni
wyruszyli na granicę ukraińską – relacjonuje w piątek białoruski
tygodnik "Ekspress Nowosti".



Muhammed Anwar el-Maghribi Ali Kuraim oraz Said Ali Taha Mohamed Hasan
na początku czerwca postanowili dostać się do Europy Zachodniej przez
Rosję. Mając rosyjskie wizy turystyczne, samolotem dolecieli do Moskwy,
a potem pociągiem i autostopem pojechali na Białoruś – do granicy z
Polską.


Łyżką do butów zrobili podkop pod zasiekami z drutu kolczastego. W
Polsce zabłądzili i gdy znów trafili na zasieki, doszli do wniosku, że
to już granica Niemiec. Podkopali się więc ponownie – na Białoruś,
używając tej samej łyżki do butów. Wpadli jednak w ręce białoruskiej
straży granicznej, która odstawiła ich do egipskiej ambasady w Moskwie.


Niedawno pechowych podróżników zatrzymano ponownie, dla odmiany w
okolicach rosyjskiego miasteczka Siewsk w obwodzie briańskim – przy
próbie przejścia przez granicę na Ukrainę.

O ile można wierzyć białoruskim mediom…

Gazeta.pl podaje:

Kopali tunel łyżką do butów

Wyjątkowego
pecha miało dwóch obywateli Egiptu, którzy próbowali nielegalnie dostać
się do Niemiec. Egipcjanie, którzy przekopali się łyżką do butów pod
drutami kolczastymi na Białorusko-Polskiej granicy, wrócili z powrotem
na Białoruś, myśląc, że idą do Niemiec.


Przybysze z Egiptu przylecieli jako turyści do Moskwy, po czym
przyjechali na Białoruś. Za pomocą łyżki do obuwia wykonali podkop pod
drutem kolczastym na białorusko-polskiej granicy.

Jednak na terytorium Polski zabłądzili w lesie. Po pewnym czasie znów
zobaczyli graniczne druty kolczaste. Myśląc, że pokonują granicę
polsko-niemiecką, zabrali się energicznie do kopania drugiego podkopu
tą samą łyżką do obuwia.

Jednak po pokonaniu granicy okazało się, że wrócili na Białoruś, gdzie
zostali zatrzymani przez straż graniczną i odesłani do Rosji.
Białoruskie media nie podały, koło jakiej miejscowości Egipcjanie
zrobili podkop pod drutami.

…Si non e vero, e bene trovato.

Seks gejowski w biały dzień – tylko w TV Białoruś !!!


Zdjęcie: MosNews

W ostatnich dniach miał miejsce na Białorusi szereg dziwnych zdarzeń:

  1. We wtorek 25 lipca o 3 w nocy agenci białoruskich służb specjalnych
    wtargnęli do mieszkania łotewskiego dyplomaty i przeprowadzili rewizję.
    Skonfiskowali rzeczy osobiste dyplomaty oraz jego korespondencję.
    Według łotewskiego MSZ władze Białorusi naruszyły konwencję wiedeńską z
    1961 roku o stosunkach dyplomatycznych, która gwarantuje dyplomatom
    immunitet.
  2. 28 lipca minister spraw wewnętrznych Białorusi oznajmił, że łotewski dyplomata jest podejrzany o rozpowszechnianie pornografii.
  3. 30 lipca wieczorem (i 31 lipca rano jako powtórka) w programie publicystycznym „W centrum uwagi” emitowanym przez białoruską telewizję państwową pokazano… film nagrany ukrytą kamerą, przedstawiający stosunek seksualny pomiędzy dwoma mężczyznami. Dziennikarze telewizji białoruskiej stwierdzili, że jeden z mężczyzn to drugi sekretarz ambasady Łotwy. Podkreślili również, że dyplomata utrzymywał kontakty z białoruską opozycją.
Jest kilka rzeczy, które należy wiedzieć, aby wniknąć choć trochę w logikę powyższych wydarzeń: Teoretycznie, homoseksualizm nie jest na Białorusi nielegalny. Niezależni komentatorzy białoruscy podkreślają też, że filmowanie ukrytą kamerą cudzego życia intymnego jest bezprawnym naruszeniem prywatności. Należy również wiedzieć, że w czasie marcowych protestów po sfałszowanych wyborach białoruska telewizja nadawała spreparowane relacje z miasteczka namiotowego postawionego przez opozycyjną młodzież. Pokazywano mianowicie wnętrza namiotów: pierwszy pełen flaszek z wódką, drugi pełen strzykawek i pism pornograficznych, a w trzecim – parę gołych facetów usiłujących nakryć się śpiworem…


Bezpieczeństwo, bezpieczeństwo

W Mińsku otwarto imponującą Bibliotekę Narodową:

Mieszkańcy okolicznych domów (między innymi właśnie tego, z którego zrobiono powyższe zdjęcie) otrzymali od panów w cywilu ulotki następującej treści:

Szanowni Obywatele!

W związku z podjęciem poważnych kroków związanych z otwarciem Biblioteki Narodowej Republiki Białoruś i dla Waszego bezpieczeństwa uprzejmie prosimy aby 16 lipca 2006 roku w godzinach od 8.00 do 15.00 nie nie otwierać okien, lufcików i drzwi balkonowych w domach, których okna wychodzą Prospekt Niepodległości w stronę budynku biblioteki.

Oddział ochrony porządku prawnego

Departamentu Spraw Wewnętrznych im. 1. Maja
w Mińsku


Źródło: dropzone.by

Polska firma korzysta z pracy białoruskich więźniów politycznych

Radio Swaboda

19 lipca 2006

Pierwszy dzień pracy więźnia politycznego Artura Fińkiewicza


Dziś pierwszy dzień pracy więźnia politycznego Artura Fińkiewicza w cegielni należącej do polsko-białoruskiej spółki "Dream"w Mohylewie.

W rozmowie telefonicznej Finkiewicz powiadomił, że pracuje tam około 15 ludzi. Zarobki – do 250 tys. rubli [250 zł], tyle również obiecano jemu. Na pracę Artur Fińkiewicz nie narzeka – mówi, że nie oczekiwał lepszej. W pierwszy dzień pracy rozładowywał cegły.

Działacza nielegalnej organizacji “Małady Front” Artura
Fińkiewicza ukarano wyrokiem 2 lat pozbawienia wolności za graffiti o treści politycznej “Dostał” i “Chcemy nowego”. Podczas kampanii wyborczej Finkiewicz spędził prawie 3 miesiące za kratami aresztu śledczego. W Mohylewie znajduje się od 29 czerwca.


Do psychiatryka za poglądy

Kilka już razy odgrażałam się retorycznie, że założę specjalny dział "Wiadomości nie mieszczące się w głowie". Dziś przeliczyłam, ile już z moich wiadomości nadawałoby się do niego. Usłyszałam też najnowszą wiadomość w białoruskim dziale Radia Polonia – i stwierdziłam, że miarka się przebrała: zakładam ten dział.

Za poglądy – do psychuszki
11.7.2006

Grodzieńska milicja skierowała do szpitala psychiatrycznego działacza opozycji, który w piątek brał udział w pikiecie solidarności z więźniami politycznymi i ich rodzinami.


Jak podaje PAP, w sumie zatrzymano 8 osób, w tym 26-letniego działacza Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Pawła Jazierskiego. Działacz opozycji podczas przesłuchania powiedział, że nie pamięta nazwisk uczestników pikiety. Na to milicjanci stwierdzili, że "w psychuszce wszystko sobie przypomnisz".

Lekarze szpitala stwierdzili, że Paweł Jazierski będzie wypuszczony dopiero po miesiącu. Jednocześnie rzecznik oddziału, w którym znalazł się opozycjonista stwierdził, że jego umieszczenie w szpitalu nie ma kontekstu politycznego.

Należy tu dodać, że w Polsce, zgodnie z naszym prawem, nie można nikogo skierować do szpitala psychiatrycznego bez jego zgody – chyba że bezpośrednio zagraża życiu lub zdrowiu innych osób.


Białoruś: za Skype – pod sąd

Znowu będzie wpis w klimacie "jak to źle i strasznie jest na Białorusi". Zwykle nie powielam tutaj wiadomości podawanych w polskich serwisach internetowych, ale tym razem zrobię wyjątek, bo taką rzecz warto uwiecznić. Rozbój w biały dzień.

gazeta.pl podaje:

Białoruś: za Skype – pod sąd

PAP
26-05-2006, ostatnia aktualizacja 26-05-2006 17:59

Telefonia
internetowa (VOIP), coraz bardziej popularna na całym świecie, jest
praktycznie nielegalna na Białorusi. Właśnie wszczęto tam kolejne
śledztwo w sprawie wykorzystania serwisu Skype, umożliwiającego
bezpłatne rozmowy w internecie i bardzo tanie z abonentami sieci
stacjonarnych na całym świecie.

Portal
webplanet.ru poinformował w piątek, że pracownika pewnego biura
aresztowano za wyrządzenie wycenionych na 100 tys. dolarów szkód
monopoliście telekomunikacyjnemu Biełtielekom.


"Organizacja nielegalnego kanału łączności" – tak brzmi zarzut,
jaki postawiono oskarżonemu za korzystanie z internetowej telefonii.



Białoruskie prawo wymaga, by wszystkie połączenia telefoniczne
przechodziły przez państwowego operatora. Wykorzystanie innych
międzynarodowych sieci traktowane jest jako przestępstwo.




Czy mogę sobie przejrzeć numery w pani komórce?

Dziś portal studenty.by podaje nowe informacje o poczynaniach służb bezpieczeństwa wobec studentów. Nagminne są próby werbunku i zastraszania.

Ciekawe jest, że metody białoruskiego KGB są tak naprawdę reliktem sprzed kilkudziesięciu lat, pomimo że przy obecnym poziomie technologii informacyjnych są one już niewiele warte. Warto porównać sytuację polskiej opozycji w latach 80. i opozycji białoruskiej dziś. Przepływ informacji w Polsce był niesłychanie niski. Nie istniał internet, było niewiele telefonów a i to tylko stacjonarne, brak było papieru a posiadanie kopiarek było karalne, poczta tylko papierowa, łatwa do cenzurowania. Co się działo, jeśli służba bezpieczeństwa wezwała kogoś na rozmowę i próbowała zwerbować? Najlepszym sposobem na zneutralizowanie takich poczynań było powiadomienie o nich jak największej liczby osób. W Polsce lat 80. było to bardzo trudne. Pewnie łatwo było w takich warunkach zarówno werbować, jak i niesłusznie uchodzić za wtyczkę.

W porównaniu z tamtymi czasami białoruscy studenci mają wszystko: Dzięki internetowi mogą natychmiast powiadomić cały kraj, a nawet cały świat o tym, że pan Iksiński usiłował zwerbować pana Ygrekowskiego za pomocą szantażu i pogróżek. Wszystkich tajniaków mogą wymienić z nazwiska. A cenzura nie ma dostępu do zagranicznych serwerów.

Gdybyż jeszcze wystarczająca liczba osób na świecie czytała te wiadomości!… Lem przewidział: problemem XXI wieku będzie nie brak informacji, lecz jej nadmiar. Wiadomości, które hobbystycznie gromadzę na tym blogu byłyby i beze mnie dostępne praktycznie dla każdego. A jednak to ja jedyna spowodowałam, że o sprawie znanej na Białorusi od dobrych kilku dni dowiedziały się polskie media, które przecież mają tam własnych korespondentów! Sztuką w dzisiejszych czasach jest dokopywanie się do potrzebnych informacji oraz należyte ich rozreklamowanie. Białoruskim studentom radziłabym założenie portalu po angielsku i rosyjsku. Bo tak, to nawet Rosjanie nie potrafią ich przeczytać.

Zanim przytoczę nowy artykuł z portalu studenty.by, zadam Państwu pytanie: Co byście zrobili, gdyby funkcjonariusz KGB wezwał was na rozmowę i grzecznie poprosił: "Czy mogę sobie przejrzeć książkę telefoniczną w pana komórce? Tak z ciekawości…"

Pomyślałam, że skoro oni dość szeroko stosują tę absurdalną metodę, to oznacza, że rzeczywiście są ludzie, którzy im dają swoje komórki…


studenty.by:

Dziś studentów Białoruskiego Narodowego Uniwersytetu Technicznego, którzy byli zatrzymani na placu Kalinowskiego [Październikowym] w czasie akcji 19-25 marca, wezwano do rektoratu, gdzie odbył z nimi rozmowę starszy pełnomocnik KGB Dźmitry Michajławicz Świstun.

Rozmowa odbywała się osobno z każdym studentem. Niektórym z nich pan Świstun proponował współpracę z KGB, innych tylko przekonywał do rezygnacji z udziału w akcjach protestu. Przy tym wszystkich straszył możliwymi problemami z nauką na uniwersytecie.

Student Andrej opowiedział studenty.by, jak przebiegało spotkanie z nim:

– Funkcjonariusz KGB na początku nie chciał podać swojego nazwiska, ale po tym jak kategorycznie odmówiłem rozmowy z nieznajomym człowiekiem – w końcu przedstawił się. Nazwał siebie starszym pełnomocnikiem Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego [KGB] Świstunem Dźmitryjem Michajławiczem.

Zdaniem Andreja, funkcjonariuszowi KGB nie udało się poporowadzić rozmowy w oczekiwanym przez niego kierunku. Na wszystkie jego pytania student odpowiadał pytaniami. Gdy na przykład Świstun spytał: "Co pan robił na placu?", Andrej odpowiadał: "A jak pan myśli, co robiłem na placu?"

Rozmowa z Andrejem ciągnęła się dość długo i podczas niej pan Świstun proponował studentowi współpracę z KGB. Gdy student odmówił, funkcjonariusz uprzedził go o możliwych problemach ze zdaniem sesji.

Studenta Miszę pracownik KGB nie próbował werbować, natomiast groził wyrzuceniem z uczelni za udział w obywatelskich akcjach protestu:

– Jego głównym celem było zablokować nasze działania poprzez zastraszenie nas wyrzuceniem z uniwersytetu. Pan Świstun powiedział, że jeśli będę brać udział w mityngu w rocznicę katastrofy w Czarnobylu 26 kwietnia, i tym bardziej – jeśli będę zatrzymany podczas niego – to zostanę wyrzucony ze studiów. Ale ja sądzę, że mam prawo do wyrażania swojej niezgody na to, co dzieje się w naszym kraju i będę robić to nadal. Ale chcę zaznaczyć, że na terenie uniwersytetu zajmuję się tylko nauką.

Na ciekawy fakt wskazuje większość studentów, z którymi rozmawiał pan Świstun: funkcjonariusz KGB pytał, czy możę obejrzeć spis numerów w książkach adresowych w telefonach komórkowych studentów. Tłumaczył to tym, że jest ciekaw, z kim komunikują się studenci.