Dumni ze swego chłopstwa, dumni ze swego pogaństwa

Jak fajnie leżeć na pograniczu wschodu i zachodu. Przez najbliższe dni Białoruś obchodzi Kalady, czyli Kolędy – okres pomiędzy katolickimi a prawosławnymi świętami Bożego Narodzenia. Sposób, w jaki Białorusini mówią o tych świętach, nasunął mi sporo przemyśleń. To, co napiszę niżej, nie jest głosem historyka ani etnologa. Jednak wydaje mi się, że moje amatorskie przemyślenia są rozsądne.

Pani prof. Janion swoją książką „Niesamowita Słowiańszczyzna” stworzyła mit pogańskich Polaków, siłą schrystianizowanych tysiąc lat temu, którym do dziś została po tym trauma i podskórne poczucie pogańskości. Nie podzielam powszechnych zachwytów nad tą wydumaną  koncepcją. Moim zdaniem źródłem specyficznego nastawienia mentalno-religijnego Polaków nie są zdarzenia sprzed tysiąca lat, lecz kontrreformacja, a potem upadek państwa polskiego, a jednocześnie gloryfikacja kultury szlacheckiej. W dodatku autorka zdaje się uważać Polaków za jedynych Słowian na kuli ziemskiej, a katolicyzm za jedyną wersję chrześcijaństwa na słowiańszczyźnie.

Tymczasem wystarczy porównać się z naszymi wschodnimi sąsiadami, aby zdać sobie sprawę, że jesteśmy Słowianami – renegatami. Katolicyzm to na ziemiach słowiańskich ewenement. Norma to prawosławie. Normą jest wywodzenie tożsamości z kultury chłopskiej, a nie – jak u nas – ze szlacheckiej. Nasze słowiańskie tradycje, którymi się tak chlubimy, są marnym i ledwie zachowanym od zapomnienia szczątkiem tradycji przechowywanych na wschodniej Słowiańszczyźnie.

Białorusini do dziś nie wstydzą się pogańskich korzeni swojej kultury. Przeciwnie – na nich świadomie budują swoją tożsamość. Kto w Polsce śmiałby propagować tradycje bożonarodzeniowe w taki sposób, jak na Białorusi?

Kalady (25 grudnia – 7 stycznia) – przedchrześcijańskie święto końca roku. Nazwa pochodzi z łacińskiego „Calendae”, nazwy pierwszego dnia miesiąca. Inną wersją źródłosłowu jest słowo „koła”, które można powiązać z obrotem roku. Kalady stanowią początek rocznego cyklu ludowych rytuałów i świąt. W późniejszych czasach zostały gładko zaadoptowane dla chrześcijańskich świąt Bożego Narodzenia w Kościołach prawosławnym i katolickim. Ponieważ katolickie święta Bożego Narodzenia są 25 grudnia, a prawosławne – 5 stycznia – Kalady są obecnie odprawiane pomiędzy tymi dniami. Rytualne potrawy były gotowane na trzy rytualne wieczerze: „posnaja wiaczera” [postna wieczerza – nasza Wigilia!], bez mięsa i tłuszczu – 24. grudnia na rozpoczęcie Kalad; „miasnaja” (mięsna) – z mięsem, jajami i słodyczami w wigilię Nowego Roku [nasz Sylwester!]; „hałodnaja” (głodna) lub „wadzianaja” (wodna) na zakończenie Kalad [naszych Trzech Króli!].

W dawnych czasach ludzie przebierali się za zwierzęta i mityczne bestie, nakładając maski, by ukryć swoją tożsamość i zachęcić do radosnego i psotnego świętowania. Paradowali przez wsie śpiewając kolędy, grając w gry i wesoło świętując. Te tradycje obecnie odżywają [po upadku Związku Radzieckiego] (…) Grupy kolędników obnoszą na kijach symboliczne Słońce [nasza Gwiazda Betlejemska!] i kozie głowy oznaczające płodność [nasz turoń!]. (…) Pogańskie święto w rzeczywistości nie ma związku z narodzinami Jezusa. Jak wiele starożytnych zwyczajów, zostało zaanektowane przez Kościół dla odwiedzenia ludzi od starych przesądów.

Zauważcie, że te popularne opracowania prawie zupełnie pomijają aspekt chrześcijański Świąt – ba, opisują go nieprzychylnie! – i skupiają się na ich znaczeniu przedchrześcijańskim.

Ważne jest przy tym, że owa pogańskość jest ściśle związana z kulturą chłopską. Polacy uważają się za dziedziców kultury szlacheckiej. Stąd wstydliwe „chrzczenie” wszelkich elementów pogańskich w kulturze. Tymczasem nasi słowiańscy sąsiedzi otwarcie budują swoją tożsamość na kulturze chłopskiej (z wyjątkiem Czechów, którzy czują się mieszczanami; nie wiem też, co sądzić o Rosjanach). Białorusini są natomiast o tyle szczególni, że chyba najmocniejszy kładą nacisk na elementy pogańskie w tej kulturze chłopskiej. I są z tego dumni.

Nie uważam, że polska kutura jest w jakikolwiek sposób gorsza od białoruskiej. Ani że jest lepsza. Nie ma sposobu, by mierzyć wartość kultur, gdy zawierają oryginalne, nieporównywalne ze sobą elementy. Powinniśmy po prostu pamiętać, że niezwykłością – prawdopodobnie na skalę światową – polskiej kultury jest owa szlacheckość, która jednakże mocno wyklucza odwołania do kultury chłopskiej i do pogaństwa. Natomiast niezwykłością kultury białoruskiej jest jej radosna, bezwstydna pogańskość.

Ponieważ dzielimy z Białorusinami setki lat wspólnej historii w Rzeczpospolitej Obojga Narodów, moglibyśmy chyba powiedzieć, że te dwie wersje kultury są jakby dwiema stronami medalu. Czymś uzupełniającym się wzajemnie. My mamy coś, co oni  mają w mniejszym stopniu – choć nie śmiem zgadywać, czy za tym tęsknią, bądź tego w ogóle potrzebują. Mamy zatem szlacheckie umiłowanie formy, przywiązanie do genealogii, potrzebę wykazywania przynależności do kultury zachodniej, kult wolności specyficznie połączony z kultem heroizmu. Oni zaś mają to, czego nam brakuje i za czym chyba czasem tęsknimy – prostotę obyczajów, prastarą symbolikę, która jakoś relatywizuje chrześcijaństwo, uwalnia od ciągłego przymusu dorastania do „bycia zachodem”… Która daje zarówno łączność z przodkami w Dziady, jak i radosne orgie w Noc Kupały.

Mam nadzieję, że to co napisałam nie zostanie źle zrozumiane, jako jakiś nacjonalizm lub patrzenie z góry na sąsiadów. Przeciwnie, ja wciąż mam uczucie, że my Polacy zostaliśmy okaleczeni – prawie wszystko, co działo się ciekawego w historii i kulturze Rzeczpospolitej – działo się na wschodzie, poza obecnymi granicami Polski. Teraz żyjemy pozbawieni tego wschodniego pierwiastka. Historia idzie do przodu i dwóch kultur nie da się zlepić (właściwie trzech, bo przecież jeszcze Ukraińcy!) – ba, one pewnie nigdy nie stanowiły całkowitej jedności, odkąd – tysiąc kilkaset lat temu – przodkowie Polaków powędrowali znad Dniestru dalej na zachód. Ale jednak mam takie uczucie, że lepiej byłoby dla nas, gdyby ta druga, wschodnia twarz kultury słowiańskiej była u nas bardziej widoczna, przestała być przedmiotem wstydu i podejrzliwości.

Bo też nie jest prawdą, że nasze kultury są całkiem różne. Gdy czytam o kulturze białoruskiej, wciąż zadziwia mnie, jak wiele mamy wspólnego – choć widzianego nieraz w odmiennym świetle. Już przecież z opisu Kalad wynika, że nasze tradycje swiąteczne są właściwie tymi samymi tradycjami, co u Białorusinów – lecz przedstawionymi w oprawie chrześcijańskiej, a nie pogańskiej.

Białoruski Leonardo

Absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, człowiek renesansu z pokolenia Mikołaja Kopernika: pisarz, tłumacz, wydawca, medyk, ogrodnik… Europejczyk, któremu mobilności mogą pozazdrościć dzisiejsi obywatele Unii: studiował w Połocku, Krakowie i Padwie, w Kopenhadze był sekretarzem króla Danii, a w Królewcu – księcia Prus. W Wenecji, Norymberdze i Augsburgu zgłębiał sztukę drukarską, pracował w Pradze i Wilnie, szukał szczęścia w Moskwie.

Jeden z najsłynniejszych Białorusinów. Franciszek Skaryna. Tutaj więcej szczegółów o nim.

Dzisiaj w Krakowie!

Dziś w krakowskim Klubie Studio:

Z powodu małej ilości  wiedzy i informacji dotyczącej szeroko pojętej
kultury sąsiedniej Białorusi  oraz celem integracji dwóch kultur –
białoruskiej i polskiej, zainicjowaliśmy serię koncertów alternatywnej
muzyki białoruksiej w Krakowie. Zasadniczą ideą koncertów jest
integracja Białorusinów i Polaków poprzez uczestnictwo w koncertach
białoruskich, zapoznanie się ze współczesną kulturą sąsiedniej
Białorusi, nawiązanie bliższych kontaktów poprzez promocję wartości
europejskich celem dalszej szeroko rozumianej współpracy. Pierwszy
koncert odbędzie się 16 marca b.r. o godz. 20.00 w klubie „Studio” przy
ul. Budryka 4. W koncercie tym wezmą udział czołowi przedstawiciele
białoruskiej muzyki alternatywnej – zespoły NRM, Krama oraz Pomidor/off.

Kilka
słów o zespołach. Zespół NRM (Niezależna Republika Mroja) został
założony w 1994 roku na gruzach zespołu Mroja. Zmiana nazwy, a także
stylu muzyki była związana z tzw. "zmęczeniem materiału" oraz chęcią
odejścia od stereotypów narosłych wokół poprzedniej formacji. W skład
NRM weszli wszyscy muzycy z Mroi – wokalista Lavon Volski, gitarzysta
Pit Paŭłaŭ, basista Juraś Laŭkoŭ i perkusista Aleh Dziemidovič. NRM w
swoim dorobku ma takie albumu jak „Łałałała”, „Odzirydzidzina” i
„Pašpart hramadzianina N.R.M.”, „Akustyčnyja kancerty kanca XX
stahodździa”, „Try čarapachi” i „Dom kultury”. W 2004 roku z okazji
dziesięciolecia ukazała się składanka „Spravazdača 1994-2004”. W roku
2005 zespół odbył dwie trasy koncertowe w Polsce, w tym jedną jako gość
specjalny urodzinowej trasy Pidżamy Porno.

Krama jest jednym z
czołowych zespołów białoruskiej sceny muzycznej, który w ciągu swej
prawie dwudziestoletniej historii zyskał szerokie grono wielbicieli
oraz był wielokrotnie nagradzany za swoje artystyczne dokonania. Krama
istnieje na muzycznym rynku od 1991 roku, gdy utworzyli ten zespół
członkowie grupy "Rokis". W repertuarze możemy znaleźć kawałki na
pograniczu rock-&-rolla i bluesa oraz teksty, często zabarwione
nutką ironii lub dekadenckiej nostalgii. W ubiegłym roku zespół nagrał
płytę zawierającą najlepsze kawałki grupy: "Krama – Budź Razam z Nami –
Pierszy Aficyjny – The Best". Znalazły sie na niej tak znane utwory jak
"Hej tam naliwaj" czy "Chavajsia u bulbu".

Zespół Pomidor/off na
białoruskiej scenie muzycznej pojawił w drugiej połowie lat 90-ch. Brał
udział w najbardziej znanych białoruskicj projektach muzycznych:
„Narodny Albom”, „Światy wieczar 2000”, „Ja naradziusia tut”, „Personal
Depeche”. Wydał swój album: „„Świata pakradziena”

Szczegółowe
informacje o serii koncertów p.t. „Białoruska Alternatywa” można
znaleźć na stronie www.bialoruskalternatywa.pl (strona będzie dostępna
od 05.03.2007). Na stronie również można będzie znaleźć zdjęcia z
koncertu i sample dźwiękowe artystów.

Adam Mickiewicz a Białoruś

Za moich czasów o obrzędzie Dziadów mówiło się w szkole oględnie, że "ludowy", podobnie jak inne motywy w jego twórczości. Nic o białoruskości. Jeszcze gorzej było za czasów Sokrata Janowicza:

Popadałem w coraz większe zdziwienie ogromem poznawanej przeszłości Białorusi. I jak to ze mną bywa, natychmiast chciałem podzielić się swymi wrażeniami z innymi ludźmi, właśnie usiłując publikować swe teksty-zdziwienia na ten temat. Byłem bowiem w tym przedmiocie nie mniej głupi, aniżeli wszyscy Białorusini. Trzeba koniecznie wiedzieć, że historii Białorusi od dawna zakazano i jeśli cokolwiek dowiadywano się z niej, to jedynie w postaci prowincji polskiej bądź rosyjskiej. Nigdy zaś jak o zjawisku samoistnym. Pamiętam, jak się potężnie naraziłem polonistce w technikum, kiedy upierałem się przy białoruskich korzeniach twórczości Adama Mickiewicza. Odebrała ona to niczym potwarz polskiemu wieszczowi. Występujące w „Panu Tadeuszu” nazwy roślin „świerzop” czy „dzięcielina” – niezrozumiałe Polakom – objaśniała wielce bałamutnie, gdy tymczasem szło o najzwyklejszą naszą „świrepkę”, „dziacialinę”. Oczywiście, zarobiłem przysłowiową „pałę” z przedmiotu, a także po raz pierwszy epitet „białoruskiego nacjonalisty”, co mnie cholernie wbiło w dumę!

Dzisiejsze ściągi internetowe dla maturzystów świadczą o znacznym postępie. Wiele z nich wspomina np. o białoruskim pochodzeniu święta Dziadów. Warto zauważyć, że gdy czasem mówi się w szkole o "folklorze litewskim" u Mickiewicza, to w rzeczywistości chodzi również o folklor białoruski. W czasach Mickiewicza bowiem słowa "Litwa" używano w sensie: Wielkie Księstwo Litewskie. Na użytek byłych i przyszłych maturzystów przytaczam kilka dalszych wiadomości o białoruskich inspiracjach Mickiewicza.

  • To lubię: motyw odwiedzania starej cerkwi przez zmarłych. Zgodnie z podaniami Białorusinów, nieczyste siły i zagubione dusze znajdują sobie przystań właśnie w takich miejscach.

  • Kurhanek Maryli: białoruska tradycja pogrzebowa, zgodnie z którą krzyże i kamienie stawiane były tylko na grobach mężczyzn – na grobach kobiet zaś usypywane były kurhanki.

  • Dudarz, Lilie: Postać wędrownego śpiewaka lub Starca, charakterystyczna dla dawnej Białorusi, uosobienie mądrości i cnoty.

  • Świtezianka, Rybka: W Białorusi, kraju rzek i jezior, każdy chłop wierzył w bajkowe istoty zamieszkujące zbiorniki wodne. Było nawet święto rusałek, obchodzone rano drugiego dnia Zielonych Świątek.

  • Pani Twardowska, Tukaj: Umowa z czartem spisywana jest na wołowej skórze. W białoruskich legendach i baśniach symbolem siły nieczystej jest właśnie wołowa skóra, na której diabeł spisuje grzechy. Łysa Góra jako miejsce sabatu czarownic. Zgodnie z podaniami białoruskimi, "na Koladę, podobnie jak na spotkanie wiosny i w świętojańską noc, na Łysą Górę w Kijowie zlatują się wiedźmy i czarownice, a litewskie wiedźmy na górę Szatriju, natomiast polskie, czeskie i słoweńskie na Babią Gorę".

  • Powrót taty: Buława jest bronią często występującą w podaniach białoruskich.

  • Świteź: z białoruskich podań pochodzi motyw zniknięcia cerkwi, która za grzechy ludzi zapadała się pod ziemię, wraz z tymi, którzy się w niej znajdowali.


  • Wymienione przykłady pochodzą z: A. Brusiewicz, Kultura białoruska w "Balladach i romansach" Adama Mickiewicza, w: Poszukiwanie wspólnych korzeni kulturowych Białorusi i Polski, Materiały z konferencji międzynarodowej, Wigry 6-8 czerwca 2005, Suwałki 2005

  • Słowo jest wszystkim, rozmowa z Sokratem Janowiczem. Wynika z niej, iż powszechne przeświadczenie Polaków, że "świerzopa ni ma", powinno już dawno runąć (więcej o świerzopie tutaj).

  • Nawiasem mówiąc – Adam Mickiewicz jest dziś jednym z ważniejszych pisarzy, których poznają w szkole dzieci na Białorusi, także w szkołach rosyjskojęzycznych. Wśród lektur obowiązkowych są też dzieła Elizy Orzeszkowej i Henryka Sienkiewicza – pisał Jerzy Haszczyński w 1999 roku. Artykuł Mniej łaknienia, mniej obaw jest już trochę nieaktualny w części dotyczącej sytuacji sytuacji bytowej na Białorusi. Nie wiem, czy lektury w szkołach pozostały te same? Bardzo jednak ciekawe są fragmenty dotyczące historii stosunków Białorusinów z Polakami.

Polskie badania nad wschodnim pochodzeniem „Bogurodzicy”

Kto jest zaszokowany wiadomością zamieszczoną w poprzednim wpisie o tym, że "Bogurodzica" to prastara pieśń białoruska i prawosławna, niech koniecznie przeczyta artykuł Romana Mazurkiewicza, badacza kultury i literatury staropolskiej:

"BOGURODZICA" W ŚWIETLE TRADYCJI CHRZEŚCIJAŃSTWA WSCHODNIEGO

Biegnący już niemal przez dwa stulecia nurt naukowych dociekań nad Bogurodzicą
nie doprowadził jak dotąd do definitywnego "rozwiązania zagadki", o
jakim śnił swego czasu jeden z najwybitniejszych naszych filologów,
Aleksander Brückner, a przed nim i po nim wielu innych wytrawnych
badaczy i miłośników starożytności literackich i muzycznych, którzy
podejmowali trud dociekania prawdy o czasie narodzin, środowisku,
domniemanych wzorcach czy wreszcie o anonimowym twórcy sławetnej
"pieśni ojców". I mimo że, jak pisał już w roku 1922 ks. Wyrzykowski,
"wyciśnięto z tekstu wszystko, co tylko wycisnąć było można; zbadano
nie tylko każdy wyraz i każdą literę, lecz nieomalże każdą kreskę", Bogurodzica
pozostaje ciągle zagadką, choć nie jest to już dzisiaj z pewnością, jak
pisał niegdyś Brückner – "zagadka zamknięta na siedem pieczęci".
Dziesięciolecia badań nie poszły bowiem na marne; prócz ogromnego
wzbogacenia wiedzy o samej pieśni, odsłoniły przy okazji ogromny obszar
z dziejów naszej kultury średniowiecznej i jej europejskich powiązań,
stały się impulsem dla owocnych dociekań z zakresu dziejów języka,
hymnografii, wersyfikacji, duchowości itd.

(…)

Z pewnością nie wyczerpano jeszcze w tym zakresie wszystkich
możliwości, zbyt słabo też, jak się zdaje, uwzględniano w badaniach
niezbędne w stosunku do dzieła tak klasycznie jak
Bogurodzica
"średniowiecznego" podejście interdyscyplinarne; zdumiewające, na
przykład, jak niewiele uwagi poświęcali warstwie
dogmatyczno-modlitewnej
Bogurodzicy (już u schyłku XIV wieku
nazwanej "pieśnią pełną niebieskich tajemnic") nasi teologowie
(Wyrzykowski, Brudz, a ostatnio Hryniewicz i Napiórkowski).

Niemal od zarania naukowej refleksji nad Bogurodzicą uwaga
wielu jej badaczy kierowała się w stronę tradycji chrześcijaństwa
wschodniego. Poczynając od marginalnych wzmianek o greckim rodowodzie
niektórych słów pieśni aż po monografię Józefa Birkenmajera,
najbardziej żarliwego entuzjasty "hipotezy bizantyńskiej", szukano w
kręgu grecko-słowiańskim inspiracji, wzorców, środowiska czy wręcz
autora patrum carminis. Prezentacja choćby najważniejszych
tylko domysłów i ustaleń w tym względzie zabrałaby tu zbyt wiele
miejsca. Przypomnijmy więc tylko, że zwolennikami łączenia Bogurodzicy
z inspiracjami bizantyńskimi czy starocerkiewno-słowiańskimi, wprost
lub też za pośrednictwem Zachodu, byli m.in. Wacław A. Maciejowski
(1839), N. Narbrzan-Bętkowski (1869), Konstanty Małkowski (1872), ks.
Jan Fijałek (1903), Wasyl Szczurat (1906), Vatroslaw Jagić (1909),
Andrzej Wyrzykowski (1922), Tadeusz Lehr-Spławiński (1936), Roman
Jakobson (1961), Julian Krzyżanowski (1963), Adolf Stender-Petersen
(1964), Augustyn Steffen (1967) i Tadeusz Milewski (1969).

Badania ostatnich trzech dziesięcioleci wykazywały przeważnie
skłonność do lekceważenia hipotez o orientacji
bizantyńsko-słowiańskiej, przesuwających z reguły czas powstania pieśni
przed wiek XII. Sceptyczne co prawda, ale i wyważone stanowisko w tym
względzie zajął kilkanaście lat temu Stanisław Urbańczyk, który pisał:
"Myślę, że nad argumentami zwolenników wpływów bizantyńskich nie
powinno się tak lekko przechodzić; należy się im przyjrzeć i wartość
ocenić. Również i literatury w języku staro-cerkiewno-słowiańskim nie
należy a priori wyłączać z pola widzenia."

(…)

Autor artykułu proponuje – jako uzupełnienie badań językowych – zbadanie tekstu "Bogurodzicy" pod kątem treści teologicznej. Taka analiza wykazuje duży związek pieśni z tradycją związaną z postacią Jana Chrzciciela, wywodzącą się z chrześcijaństwa wschodniego.

Artykuł został opublikowany w miesięczniku "Znak" (1994, nr 3, s. 30-41).


„Bogurodzica” też nie nasza??

Zbliża się 15 lipca, rocznica bitwy pod Grunwaldem. Dla Białorusinów jest to jedna z najważniejszych rocznic narodowych, choć nie jest obchodzona jako święto państwowe.

Wśród młodych Białorusinów, podobnie jak wśród Polaków, popularne są bractwa rycerskie. Na coroczne obchody pod Grunwaldem zjeżdżają do Polski również bractwa z Białorusi:


Baharodzica, Dziavica

Boham słaviona, Maryja




U tvajho syna, Haspadzina


Maci zvalona, Maryja




Maci zvalona, Maryja


Zyčy nam i adpuści nam




I dziela Chrysciciela, Božyča


Słyš hałasy, čałaviečy myśli poŭń




I malitvu ciabie uznosim


I dać rady ciabie ž prosim




Daj na śviecie zbožny pabyt


Pa žyvocie daj rajski byt




Baharodzica, Dziavica


Boham słaviona, Maryja

Zaskakująca okazuje się konfrontacja polskich i białoruskich informacji o pieśni "Bogurodzica".

Polska Wikipedia:
"Bogurodzica" to średniowieczna, najstarsza polska pieśń religijna i najstarszy polski tekst poetycki. Tradycja przypisywała jej autorstwo św. Wojciechowi, dziś przyjmuje się, że powstała prawdopodobnie w połowie XIII wieku. Pierwsze zapisy pochodzą z 1407, 1408 lub 1409 roku (różne źródła inaczej podają).


Bogurodzica była pieśnią bojową polskiego rycerstwa pod Grunwaldem, co opisuje Jan Długosz, oraz w bitwie pod Warną. Była także odśpiewana podczas koronacji Władysława Warneńczyka.

W Bogurodzicy znajdują się liczne archaizmy. Niektóre z nich były przestarzałe już w XV wieku.


Białoruska Wikipedia:

"Baharodzica" – hymn państwowy Wielkiego Księstwa Litewskiego od XIV do XVIII wieku. Od XV wieku nazywany również "Pieśnią Ojczyzny" i uważany już za starodawny. Śpiewany przy koronacjach, ceremoniach dworskich i innych uroczystościach, przez wojska przed bitwami, przy wystawianiu relikwii i na pogrzebach osobistości państwowych.


Nawet wedle swojej nazwy – jest to hymn prawosławny. "Bogurodzicę" kojarzy się raczej z hymnem niż z modlitwą, na podstawie układu wierszowanego tekstu i melodii, bliskiej ludowej.

Na sztandarze Wielkiego Księstwa Litewskiego z jednej strony znajdował się wizerunek Pogoni, a z drugiej – wizerunek Bogurodzicy. Ponieważ od XIII wieku wizerunek Bogurodzicy był herbem Księstwa Połockiego, możliwe jest, że Wielkie Księstwo Litewskie zapożyczyło ten herb wraz z hymnem "Bogurodzicy" od Połocka.

Na podstawie badań językowych można w przybliżeniu określić czas powstania hymnu – połowa XIV wieku, jednak użyte w tekście starobiałoruskie archaizmy przemawiają za uznaniem tego utworu za dzieło XII-XIII wieku, a nawet XI wieku. "Bogurodzica" odznacza się oryginalną strukturą, nie mającą analogii w literaturze greckiej, łacińskiej, czeskiej i niemieckiej.

Jan Długosz w swojej kronice podaje, że na początku bitwy pod Grunwaldem wojska Wielkiego Księstwa Litewskiego odśpiewały Bogurodzicę, po czym potrządając włóczniami ruszyły na wroga.

W końcu XIV wieku "Bogurodzica" razem z Jagiełłą i jego otoczeniem trafiła do Polski. W XV wieku hymn był już szeroko znany w Polsce i stał się wojskowym i państwowym hymnem Królestwa Polskiego. Niektórzy badacze sądzą, że "Bogurodzica" była hymnem koronacyjnym Jagiellonów. Później tekst "Bogurodzicy" został spolonizowany i dopełniony refrenem. Obecnie w Polsce jest uważany za polską pieśń średniowieczną.

Noc Kupały

Białoruska e-kartka z okazji Nocy Kupały

6/7 lipca – na Białorusi odbyła się Noc Kupały, czyli Noc Świętojańska.

Warto zerknąć na galerię zdjęć na onecie:

Młodzi Białorusini w trakcie świętowania nocy
Kupały – starosłowiańskiego obrzędu, który odprawiany jest dopiero w
lipcu ze względu na tradycyjny
kalendarz julianski. Obchody
rozpoczynają się od rytualnego krzesania ognia. W wybranym miejscu
wbija się w ziemię brzozowy kołek, po czym zakłada na niego jesionową
piastę oraz koło owinięte smoloną słomą. Następnie obraca się koło tak
szybko, że w wyniku tarcia zaczyna się palić. Wówczas zdejmuje się je i
płonące toczy do przygotowanych stosów. Wierzono, że skakanie przez
ogniska i tańce wokół nich mają oczyszczać, chronić przed złymi mocami
i chorobą. Kiedyś palono również na stosach ofiary, składane z drobnej
zwierzyny i ptactwa oraz magicznych ziół, co miało zapewnić urodzaj i
płodność zwierząt a także ludzi.

 


 

Pas słucki

Kolejne odkrycie wspólnego skarbu naszych narodów:
Pas słucki – tkany pas do obwiązywania kontusza. Obowiązkowy element stroju polskiego szlachcica. Również dla Białorusinów jest on historycznym symbolem i skarbem narodowym.

W Polsce takie pasy można zobaczyć w bardzo wielu muzeach regionalnych i prawdopodobnie każdy z nas kiedyś widział przynajmniej jeden, choćby na wycieczce szkolnej. Jednak mało który Białorusin ma szczęście zobaczyć na własne oczy pas słucki! Ze znalezionych przeze mnie artykułów o wystawie,
która odbyła się w Mińsku wynika, że na Białorusi takich pasów
zachowało się niezwykle mało. Władza
radziecka tępiła tam wszelkie przejawy związków z Rzecząpospolitą – w latach 30. pasy słuckie były wyprzedawane za bezcen na Zachód, bądź wręcz niszczone wraz z innymi dziełami sztuki białoruskiej. (Z istniejących do dzisiaj dzieł sztuki – 99% znajduje się poza granicami kraju!) W ojczyźnie tych pięknych tkanin są więc one, paradoksalnie, ogromną rzadkością. Z tego powodu mają one dla Białorusinów status narodowej relikwii.

 

 

 

Woźny pas mu odwiązał, pas słucki, pas lity,
Przy którym świecą gęste kutasy jak kity

(Pan Tadeusz, księga 1)

Część stroju narodowego, noszony przez mężczyzn do kontusza. Wykonywany z cienkiej tkaniny jedwabnej, wykończony frędzlami. Produkowano je w manufakturach zwanych persjarniami. Najsłynniesza z nich była w Słucku. Właścicielami manufaktur byli białoruscy (polsko-białorusko-litewscy?) arystokraci: Radziwiłłowie, Sapiehowie, Ogińscy. Frędzle
u pasa są ukłonem w stronę ludowych pasów białoruskich. Mam też przeczucie, że hafty na pasie, choć po części stylizowane na
orientalne, mają wiele wspólnego mają wiele wspólnego z opisywaną
przeze mnie wcześniej słowiańską symboliką białoruskich ornamentów ludowych.

Tureckie i perskie pasy były rozmaite, dłuższe i krótsze, szersze i węższe, sute i ordynaryjne, wszystkie jedwabne, rozmaitych kolorów i deseniów; srebrem i złotem bogato i skąpo przerabiane. Ordynaryjny pas turecki, mędelkowym zwany, płacił się najtaniej czerwonych złotych 4, stambulski-czerwonych złotych 12, perski- 16, 18 i wyżej, podług gatunku, aż do czerwonych złotych 60. Prócz zaś takich pasów znajdowały się po pańskich garderobach pasy daleko od wymienionych dopiero droższe, albowiem jeden do czerwonych złotych 500 szacowano. Tak pas był długi łokci dziewięć, szeroki do trzech łokci, gruby jak sukno francuskie, tęgi jak pargamin; przeto też takich pasów nie używano do stroju, ale raczej trzymano dla zaszczytu garderoby pańskiej i na podarunki; bywał tkany z nici srebrnej lub złotej, albo po jednej stronie srebrnej, po drugiej złotej, kwiatami jedwabnymi w rozmaite kolory przerabiany. Nastały potem pasy słuckie, bogactwem i pięknością perskim i tureckim bynajmniej nie ustępujące. Każdy pas takowy, bogaty lub ordynaryjny, miał na końcu wyhaftowane słowa: „Factus est Sluciae”, którymi różnił się od perskiego i tureckiego.

Jędrzej Kitowicz, opis obyczajów
Inne warianty znaków firmowych na pasach to na przykład: Sluck, Ме ресit Sluciac, Въ градъ Слуцкъ.

 

 


Przykładowe artykuły na temat wystawy w Mińsku:

„Białoruś w fantastycznych opowiadaniach”

Polska Biblioteka Internetowa zawiera zbiór niezwykle ciekawych książek w postaci elektronicznej, w większości dzieł dość starych, tak, że prawa autorskie do nich już wygasły.

Moim ostatnim odkryciem jest książka Jana Barszczewskiego "Szlachcic Zawalnia, czyli Białoruś w fantastycznych opowiadaniach", wydana w roku 1844.

Na osądzonej dotąd za stronę
zapadłą Białejrusi, daje się od niejakiego czasu wyraźnie postrzegać
niezwykły ruch intellektualny. Dopatrujemy się go w faktach
objawiających się w literaturze, a więcej jeszcze w żywym interessie,
jaki sama Literatura zaczyna obudzać w życiu domowem obywateli,
potoczne ich rozmowy ożywiać.

Jestem dopiero w trakcie czytania. Niektóre zabawne fragmenty już na wstępie zwracają moją uwagę:

I w przeszłych czasach
Białoruś miała swoich umysłowych przedstawicieli, jeżeli tak nazwać
godzi się niezdolnych popleczników wielkich wzorów klassycyzmu. Wszakże
pisarze owi, uniesieni wirem zachodnich idej, malejąc w
naśladownictwie, nic rozwijali własnego ducha, nietkali kanwy z siebie
samych, a ślepo trzymając się przesławnych wzorów, nic przejawili nigdy
ducha narodowego, bo go sami nie mieli i niepojmowali. W ich dziełach
nie odbiła się ani miejscowość, ani duch strony. Były to raczej
żakowskie lukubracje, z łachmanów klassycyzmu francuskiego (…).

Między
innemi kilka imion przeszło do Historji Bibliografji polskiej.
Franciszek Bohomolec, Jezuita , autor komedji, kontynuator żakowskich
djalogów długo trzymających się na scenie jezuickich teatrów. W
komedjach tych przedstawiał się świat jakiś dziwaczny, że się tak
wyrażę, połowiczny, bo przeznaczone dla teatrów klasztornych, nie
wprowadzały osób płci żeńskiej.

Główną ich myślą było wyśmiać wpływ
cudzoziemców na kraj, w szczególności na panów, wprowadzających do
swych domów francuskie mody, francuskich kucharzy, francuskich
guwernerów, których obawiano się wpływu na zepsucie zasad religji i
rospowszechnienie wolterjanizmu.

Autor przy okazji uświadamia mi, że Franciszek Karpiński, autor najpiękniejszej polskiej kolędy, jest postacią wspólnej kultury Polaków, Ukraińców i Białorusinów. Urodził się i studiował na Ukrainie, przez 30 lat tworzył na Białorusi, pisał po polsku.

Ta książka przypomina mi jednak o jeszcze ciekawszej sprawie. Otóż my, jako zachodni Słowianie, praktycznie zagubiliśmy naszą starą mitologię i zwyczaje. Przyszliśmy tu ostatni i najbardziej (może jeszcze poza Czechami i resztkami Łużyczan) oderwaliśmy się od prastarych korzeni leżących na Wschodzie. Wystarczy jednak tylko przekroczyć naszą wschodnią granicę, żeby odkryć, że ludzie żyjący tam mają o wiele większą świadomość słowiańskich mitów i zwyczajów. To, co dla nas jest archeologią – dla nich jest rzeczą żywą. Na przykład starosłowiańskie bajki o Babie Jadze, Żmiju i Kościeju, bardzo popularne i opowiadane wszystkim dzieciom w Rosji – kiedyś i Polakom musiały być dobrze znane. Dziś są czymś kompletnie obcym. Również Białoruś dużo bliżej jest słowiańskich korzeni niż Polska.

Ta książka właśnie zbiera starosłowiańskie ślady w białoruskich podaniach ludowych:

Między ludem Białoruskim
zachowują się jeszcze i teraz niekótre podania dawnych czasów, które
przechodząc z ust do ust, zrobiły się tak ciemne jak mithologja
starożytnych narodow.


Nasze korzenie

Gdy czytam o folklorze Białorusi, dręczy mnie uczucie odcięcia od korzeni. Rzeczy znane Białorusinom – nawet jeśli nie uświadomione, lecz funkcjonujące w zbiorowej świadomości kulturowej – dla Polaków są całkiem obce, choć przecież nie powinny!

Któż w Polsce orientuje się w słowiańskiej symbolice kolorów i ornamentów? Kto z nas zdaje sobie sprawę, że kolorowe wzorki na haftach ludowych mają głębokie znaczenie religijne i mitologiczne?

W jednym z wpisów przytaczałam historię komunistycznej flagi Białorusi. Była ona zaprojektowana w Moskwie przez bezmyślnych urzędników – kolorystyka, jak i wzór ludowy na skraju flagi zostały dobrane zupełnie przypadkowo. Okazało się, że przypadek był złośliwy: kolory jak i wzór tej flagi są w folklorze białoruskim… symbolami śmierci i przekleństwa. Z drobnymi modyfikacjami flaga została na powrót przyjęta przez prezydenta Łukaszenkę.

Centralnym elementem ornamentu jest romb z wypustkami, główne kolory to czerwień i zieleń:

W białoruskiej tradycji romb z prostymi wypustkami („promieniami”) jest symbolem słońca i jako taki – szczęścia i życia:

Tymczasem, jak piszą Białoruscy internauci:

  • Dość dawno temu czytałem ciekawą pracę o dawnych tradycjach
    białoruskich. W szczególności o wzorach z figur geometrycznych. Okazuje
    się, że romb u Białorusinów symbolizował słońce. I od niego idą
    promienie. Jeśli radosne zdarzenie – to promienie proste, jeśli zaś
    łamane – to coś złego, często pogrzeb (znak zachodzącego słońca). A
    więc – znak zachodzącego słońca jest narysowany na prezydenckiej fladze
    (symbolicznie, prawda?). To jeszcze raz potwierdza, że dla Białoruskiej
    Radzieckiej Republiki Socjalistycznej (i dla pozostałych republik ZSRR)
    flaga została narysowana w Moskwie, nawet bez zastanowienia nad sensem,
    z wzorem wziętym z pierwszej lepszej książki.
     
  • Dawno temu jechałem pociągiem z uczonym-heraldykiem. On twierdził, że
    czerwono-zielona szmatka na płocie to znak przekleństwa u Słowian.
    Potem opowiedział też o ornamentach. Romb z zagiętymi od niego w dół
    liniami to symbol śmierci. A potem zobaczyłem taki twór wyniesiony w
    referendum w 1996. Bardzo, bardzo dziwnie…

Z takimi wiadomościami na temat złowrogiej symboliki flagi spotkałam się już kilka razy.

Bardzo polecam stronę uzor.iatb.by – niezwykle ciekawe opracowanie naukowe o bialoruskich wzorach ludowych i ich znaczeniu. Poniżej podaję kilka przykładów:

 Drzewo Życia. Symbol wieczności.

 Jaryło na koniu. Jaryło był bogiem słowiańskim, uosabiającym siły życiowe przyrody i płodność. Nawiasem mówiąc, na Ukrainie popularnym napojem chłodzącym jest znakomity butelkowany kwas chlebowy marki „Jaryło”.

 Żytnia Baba. Bogini urodzaju.

 Symbol Świętego Drzewa i Radaunicy. O Radaunicy (Radunicy) pisałam już jakiś czas temu – jest to wiosenne święto zmarłych. Ornament przedstawia dwie jodełki jako symbol święta i dwa gwiaździste symbole oznaczające dusze zmarłych przodków. Ten wzór używany jest dla zademonstrowania pamięci przodków i nadziei na nadprzyrodzoną pomoc tychże.