Łukaszenka już nas chce

Dziś bardziej politycznie. Zwróciły moją uwagę słowa prezydenta Łukaszenki, którymi zaatakował politykę Rosji. W razie "wchłonięcia" Białorusi przez Rosję zagroził zbrojnym powstaniem:

– My na to nie pójdziemy. Już uprzedzałem
kierownictwo Rosji, że w takim wypadku będzie ostrzej niż w Czeczenii.
Na to Zachód da pieniądze dla naszych i nie naszych. Tu są gotowi
przyjechać walczyć z Gruzji, z Rosji, z obozów nad Wołgą, a także z
Ukrainy, z Polski, krajów bałtyckich.

 (patrz artykuł na gazeta.pl)

Ciekawi mnie, kto z Polaków chętnie pójdzie na wojnę z Rosją w obronie Białorusi… ;-))

Analizując te słowa na poważnie, należy jednak zauważyć, że Łukaszenka subtelnie argumentuje na dwie strony: Z jednej stwierdza, iż w razie problemów nie cofnie się przed szukaniem pomocy u dawnych przeciwników z Zachodu. Z drugiej zaś – w razie, gdyby przyszło się znów z Rosją zbratać – przekonuje, że studenci z sąsiednich krajów, ci sami, którzy biegali z pomarańczowymi wstążeczkami w klapach – to są niebezpieczni bojówkarze czekający tylko na okazję do walki zbrojnej.

Oczywiście nie są to argumenty skierowane do polityków rosyjskich. One mają przekonać obywateli Białorusi.