Czteroletni syn Łukaszenki w mundurze na manewrach z Rosjanami

Właśnie odbyły się wspólne białorusko-rosyjskie ćwiczenia wojskowe Jesień-2008. Manewry odwiedził prezydent Łukaszenko z czteroletnim synkiem, obaj w mundurach wojskowych – donosi białoruski serwis Salidarnasć.

Kilka miesięcy temu ujawniono istnienie następcy tronu Białorusi. Jest nim nieślubny syn Łukaszenki i byłej prezydenckiej lekarki Iryny Abelskiej, która popadła w niełaskę w 2007 roku. Mały Nikołaj Łukaszenko okazał się jednak przydatny do ocieplenia wizerunku srogiego papy. Ostatnio mogliśmy go oglądać w objęciach ojca na otwarciu Igrzysk Olimpijskich w Pekinie.

Tym razem przedszkolak został ubrany w miniaturkę munduru ojca – świadkowie twierdzą, że nawet pagony były jednakowe… Łukaszenko nie kryje, że przygotowuje najmłodszego syna na sukcesora. Jak widać – wszystko toczy się według starych, dobrych średniowiecznych wzorców.

 

Zdjęcie: gazetaby.com

 

Białoruś jak za Gierka

Ktoś niedawno pisał na jakimś blogu, że Polacy oglądający Islandię mawiali: "Jak za Gierka! Jak to wszystko wreszcie dupnie…". No i dupło. Patrząc na Białoruską małą stabilizację powtarzałam wszystkim to samo zdanie. Pytany przez mnie Siergiej twierdził, że Łukaszenka nic od nikogo nie pożycza. A guzik prawda!

Wczoraj Rosja pożyczyła Białorusi 2 mld dolarów. A już w 2007 roku pożyczała 1.5 mld. Od kogo jeszcze i ile pożycza Łukaszenka, tego w tej chwili nie wiem. Na pewno dobrze się z tym kryje przed własnymi obywatelami.  Póki co wszyscy żyją na kredyt i tkwią w ułudzie, że "jest dobrze".

Państwo pożycza za granicą, obywatele pożyczają od banków… Przecież na Białorusi właśnie trwa boom na kredyty budowlane. Pytałam Siergieja ostatnio, czy słychać u nich o kryzysie finansowym. Odpowiedział, że nie. No właśnie. Nie słychać.

Rosja sama w kryzysie, nie zasypia jednak gruszek w popiele, gdy chodzi o strategiczne inwestycje. Wsuniemy paru państwom do kieszeni pożyczki stabilizacyjne – a w odpowiednim czasie sam będziemy mieli te państwa w kieszeni. Islandia, Białoruś, kto następny? Stawiam na Ukrainę.

Teraz widzę, że zniesienie sankcji UE dla Białorusi nie miało sensu. Paru bonzów będzie sobie jeździć do ogarniętej kryzysem Europy. Ale pieniądze i tak dostali od Rosji, a nie od nas. Łukaszenka to chytry lawirant. Jak pisze  dziennik Izwiestia, prezydent chce zamienić Białoruś w raj bankowy. Zaproponował  Bankowi Narodowemu Białorusi, by gwarantował zagranicznym inwestorom całkowity zwrot wkładów bez ograniczeń w sumie. Do tego Mińsk ma przestać pytać zagranicznych inwestorów o źródła kapitału.

Nie wierzę, żeby powiodło się zrobienie z Białorusi europejskiej republiki bananowej. Jak to wszystko kiedyś dupnie… Ale kryzysy nie zawsze są złe. Wiemy, co się stało w Polsce po upadku Gierka!

Popatrzmy jeszcze na białoruski dobrobyt…

Radosna twórczość białoruska

Białorusini kochają wszystko przyozdabiać. Szkoda, że nigdy nie udało mi się sfotografować z samochodu tego, czego jest najwięcej: Wzdłuż dróg, pod lasem – a lasy są tam wszędzie! – w równych odstępach stoją głazy. A każdy  pomalowany przez jakiegoś leśniczego. W jelonki, zajączki i wiewiórki. Mniej lub bardziej umiejętnie, ale z pasją. Czasem też w hasła o szanowaniu lasu.

Płoty to obowiązkowy element białoruskiego krajobrazu. Tutaj, inaczej niż w Polsce, tradycyjnie wszystkie obejścia są ogrodzone nieprzejrzystym parkanem. Sprawia to wrażenie ładu. Na wsiach do niedawna modne były ogrodzenia odlewane z betonu. Podobno sprzęt do ich produkcji sprowadzano z Polski. W bardziej konserwatywnych zagrodach płoty są drewniane. I koniecznie trzeba je pomalować na jakiś fajny kolor.

Kwietnik w mińskim parku. Białoruskie miasta, a zwłaszcza stolica, obsadzone są kolorowymi rabatkami, tworzącymi różne wzory, czasem napisy. Wybór roślin jest tradycyjny, przypomina mi kwiatki ze skwerów z dzieciństwa. Teraz w Polsce sadzi się inne rośliny ozdobne.

Ktoś miał kawałek złomu, więc zrobił łabędzie. Tak po prostu. Stoją niedaleko zamku w Mirze, nad fosą, za jakąś budką. Sztuka dla sztuki.

Postoje przy białoruskich autostradach zasługiwałyby na cały fotoreportaż. Na jednych stoją dwumetrowe kwiatki (tak, te ptaki na gałęzi też są z drewna!). Na innych – wc jest w kształcie prawdziwka. Widziałam nawet postój w kształcie statku pirackiego.

 

Najbardziej opozycyjne miasteczko na Białorusi

Iwieniec. Podobno najbardziej opozycyjne miasteczko na Białorusi. Podobno dlatego, że mieszkają tu głównie Polacy.

Ktoś napisał sobie na dachu: „Żywie Biełaruś!”. Hasło to jest uważane za antyreżimowe, chociaż właściwie nie wiem, dlaczego…?

Kościół Michała Archanioła i klasztor franciszkanów. Podobno odnowiony za pieniądze z datków z Polski. W klasztorze przyjmowane są polskie grupy pielgrzymkowe. Gdyby ktoś był zainteresowany podróżą na Białoruś, to chyba warto tam zadzwonić w sprawie noclegu. Na Białorusi nie za bardzo jest gdzie nocować. Hotele nieliczne i bardzo drogie. Czasem jakieś turbazy – bazy turystyczne, ale nie wiem jak na nie trafić. Chyba najlepiej szukać noclegu poprzez Polaków i Kościół.

Stare krzyże zdjęte z wież kościelnych podczas renowacji.

W kościele katolickim – polskie nazwiska i ogłoszenia po polsku.

Kryterium bycia Polakiem – w popularnym mniemaniu – jest tutaj wyznanie rzymsko-katolickie. Takie odniosłam wrażenie, choć w rzeczywistości sprawy narodowościowe nie są takie proste.

W kościołach katolickich na Białorusi nabożeństwa są po polsku. Siergiej mówi, że większość katolików jednak wcale polskiego nie rozumie i dlatego w kościele dostają karteczki z tłumaczeniem nabożeństwa. Dlaczego więc Kościół nie zmieni języka nabożeństw na białoruski lub rosyjski? Bo tak, to niczym się to nie różni od nabożeństw po łacinie. A przecież chodzi o to, żeby wierni rozumieli nabożeństwa?! Lecz wiernym to chyba nawet bardzo nie przeszkadza… porównują się do Cerkwi prawosławnej: „Oni mają staro-cerkiewno-słowiański, my mamy polski.” Polski jako oficjalny język katolicyzmu? Trochę to zabawne.