Miesiąc: Wrzesień 2008
Dzieciństwo v. 2.0
Typowy krajobraz w typowym miasteczku. Niezwykle czysto i schludnie, choć budynki w starym stylu. Tu wszędzie jest jak w latach 80. (a może nawet 70. – ale tych czasów ja nie pamiętam).
Siergiej mówi, że mam rację: Łukaszenka robi dziś to, czego nie zdążono zrobić w latach 80., przed upadkiem Związku Radzieckiego. Spełnia ludziom marzenia ze starych, dobrych czasów. My, Polacy, nie czujemy i nie chcemy czuć ciągłości z latami 80. W krajach posowieckich być może to lata 90. są przeklętym okresem, dziurą w szczęśliwym życiorysie?
Budujemy nowy dom, jeszcze jeden nowy dom…
Scenki z budowy na obrzeżach Mińska. Na Białorusi panuje obecnie boom kredytowy. Wszyscy kupują mieszkania, rosną nowe osiedla. Ceny – ok. 2 razy niższe, niż w Krakowie. Białorusini jednak zarabiają średnio 3 razy mniej niż Polacy. Strach pomyśleć co by było, gdyby nie daj Boże gospodarka białoruska się sypnęła. Na razie jednak wszystko tu przypomina epokę Gierka. Tylko że – przynajmniej wg deklaracji Łukaszenki – państwo białoruskie nie zaciąga kredytów. Jeszcze nie raz będę zadawać sobie pytanie: skąd on na to wszystko bierze pieniądze?
Nowe mieszkania, wykupywane na pniu, powstają nieraz z… wielkiej płyty. Chyba nikt w Europie już nie buduje w tej technologii. Krajobraz jak z Alternatywy 4, ale te osiedla, mimo że na obrzeżach miasta, to nie żadne zadupie. Leżą w granicach trzeciej obwodnicy, są dobrze skomunikowane.
Tak, tak: Mińsk ma TRZY obwodnice, z czego trzecia wybudowana przez Łukaszenkę. W Polsce obwodnice budowane są z opóźnieniem, wokół istniejących już zabudowań. Tutaj – z wyprzedzeniem, wokół pustych jeszcze terenów.
Kraj wielkiej ściemy?
„Za Białoruś!”
Na Białorusi prawie nie ma billboardów i reklam. Jak w Niemczech, choć być może z innych powodów. Siergiej mówi, że na Białorusi nawet za zawieszenie szyldu „Dentysta” trzeba płacić spory podatek. Większość plansz reklamowych w tym kraju to plakaty propagandowe. Po przejechaniu z Niemiec przez Polskę na Białoruś – a tak jechałam – oko odpoczywa. Polska, z ohydnymi reklamami na każdym skrawku przestrzeni, w takiej podróży wygląda jak bajzel umieszczony pomiędzy dwoma bardzo porządnymi krajami.
Na Białorusi w ogóle jest większy porządek niż w Polsce. Trochę mniejszy niż w Niemczech, ale wynika to chyba z braku takich funduszy, jakimi dysponują Niemcy. Jednak w ramach skromniejszych środków Białorusini dają z siebie maksimum dobrej woli (przynajmniej tak to wygląda): trawniki przy ulicach ostrzyżone, klomby na skwerach zasadzone, obejścia wiejskie schludnie ogrodzone. Czasem może wychodzi to troche amatorsko, jak np. przydrożne kamienie malowane w jelonki, ale mimo to robi wrażenie, że ktoś o coś dba. Oni mają coś wspólnego z Niemcami: umiłowanie porządku społecznego i estetyki otoczenia. Jak i u Niemców, nie zawsze idzie to umiłowanie w dobrym kierunku. Ale dobre strony z pewnością ma.
Złą stroną białoruskiego poczucia porządku jest pewna pokazowość. Poza reprezentacyjnymi miejscami nie jest aż tak świetnie. Drogi bywają popękane, bloki zaniedbane, w lesie – śmieci, oficjalnie nie bardzo nagłaśniana – plaga alkoholizmu. Nie wiem, skąd ten dysonans porządku i nieporządku. Jednak to, co widać na pierwszym planie – jest budujące. Być może po prostu ci ludzie potrafią dobrze ściemniać?