Dwumiesięcznik „Nowa Europa Wschodnia”

We wrześniu wyszedł pierwszy numer nowego pisma: Nowa Europa Wschodnia. Wcześniej funkcjonowało ono jako dodatek do Tygodnika Powszechnego. Obecnie zyskało samodzielność. Redaktorem naczelnym jest Andrzej Brzeziecki, dziennikarz specjalizujący się w tematyce białoruskiej i ukraińskiej, współautor dwóch książek o Białorusi (Kartofle i dżinsy, Ograbiony naród).
 

Dzieciństwo v. 2.0

Tak puste drogi w Polsce widziałam ostatnio, gdy byłam mała. Białoruś jest prawie tak duża jak Polska, lecz ma zaledwie 10 milionów obywateli, z czego 2 miliony mieszkają w Mińsku. Być może ludzie mają też mniej samochodów, niż w Polsce – Siergiej wspominał, że popularnym rozwiązaniem jest tu kupowanie auta na spółkę przez grupę przyjaciół. Polacy, sądzę, nie mieliby do siebie tyle zaufania. Drogi między miastami są tu więcej niż przyzwoite: ekspresowe, a właściwie gdyby dobudować bezkolizyjne zjazdy, łatwo da się je przerobić na autostrady. Jednak ciekawe, co by z nich zostało, gdyby wpuścić na nie taki ruch jak w Polsce? Siergiej twierdzi, że gdy wjeżdża na nasze drogi, to od razu jest chory na klaustrofobię. Stresuje się, że ktoś zaraz na kogoś najedzie. Ba, po białoruskich drogach wiejskich Siergiej może pędzić 120 na godzinę i nikogo nawet nie zobaczy na horyzoncie…

Typowy krajobraz w typowym miasteczku. Niezwykle czysto i schludnie, choć budynki w starym stylu. Tu wszędzie jest jak w latach 80. (a może nawet 70. – ale tych czasów ja nie pamiętam).

Tu jest jak w latach 80., lecz w Polsce wówczas nie było tak ładnie. Być tutaj to jak powrót do dzieciństwa. Lepszej wersji dzieciństwa.

Siergiej mówi, że mam rację: Łukaszenka robi dziś to, czego nie zdążono zrobić w latach 80., przed upadkiem Związku Radzieckiego. Spełnia ludziom marzenia ze starych, dobrych czasów. My, Polacy, nie czujemy i nie chcemy czuć ciągłości z latami 80. W krajach posowieckich być może to lata 90. są przeklętym okresem, dziurą w szczęśliwym życiorysie?

Budujemy nowy dom, jeszcze jeden nowy dom…

 

 

Scenki z budowy na obrzeżach Mińska. Na Białorusi panuje obecnie boom kredytowy. Wszyscy kupują mieszkania, rosną nowe osiedla. Ceny – ok. 2 razy niższe, niż w Krakowie. Białorusini jednak zarabiają średnio 3 razy mniej niż Polacy. Strach pomyśleć co by było, gdyby nie daj Boże gospodarka białoruska się sypnęła. Na razie jednak wszystko tu przypomina epokę Gierka. Tylko że – przynajmniej wg deklaracji Łukaszenki – państwo białoruskie nie zaciąga kredytów. Jeszcze nie raz będę zadawać sobie pytanie: skąd on na to wszystko bierze pieniądze?

Nowe mieszkania, wykupywane na pniu, powstają nieraz z… wielkiej płyty. Chyba nikt w Europie już nie buduje w tej technologii. Krajobraz jak z Alternatywy 4, ale te osiedla, mimo że na obrzeżach miasta, to nie żadne zadupie. Leżą w granicach trzeciej obwodnicy, są dobrze skomunikowane.

Tak, tak: Mińsk ma TRZY obwodnice, z czego trzecia wybudowana przez Łukaszenkę. W Polsce obwodnice budowane są z opóźnieniem, wokół istniejących już zabudowań. Tutaj – z wyprzedzeniem, wokół pustych jeszcze terenów.

Kraj wielkiej ściemy?

„Za Białoruś!”

Na Białorusi prawie nie ma billboardów i reklam. Jak w Niemczech, choć być może z innych powodów. Siergiej mówi, że na Białorusi nawet za zawieszenie szyldu „Dentysta” trzeba płacić spory podatek. Większość plansz reklamowych w tym kraju to plakaty propagandowe. Po przejechaniu z Niemiec przez Polskę na Białoruś – a tak jechałam – oko odpoczywa. Polska, z ohydnymi reklamami na każdym skrawku przestrzeni, w takiej podróży wygląda jak bajzel umieszczony pomiędzy dwoma bardzo porządnymi krajami.

Na Białorusi w ogóle jest większy porządek niż w Polsce. Trochę mniejszy niż w Niemczech, ale wynika to chyba z braku takich funduszy, jakimi dysponują Niemcy. Jednak w ramach skromniejszych środków Białorusini dają z siebie maksimum dobrej woli (przynajmniej tak to wygląda): trawniki przy ulicach ostrzyżone, klomby na skwerach zasadzone, obejścia wiejskie schludnie ogrodzone. Czasem może wychodzi to troche amatorsko, jak np. przydrożne kamienie malowane w jelonki, ale mimo to robi wrażenie, że ktoś o coś dba. Oni mają coś wspólnego z Niemcami: umiłowanie porządku społecznego i estetyki otoczenia. Jak i u Niemców, nie zawsze idzie to umiłowanie w dobrym kierunku. Ale dobre strony z pewnością ma.

Złą stroną białoruskiego poczucia porządku jest pewna pokazowość. Poza reprezentacyjnymi miejscami nie jest aż tak świetnie. Drogi bywają popękane, bloki zaniedbane, w lesie – śmieci, oficjalnie nie bardzo nagłaśniana – plaga alkoholizmu. Nie wiem, skąd ten dysonans porządku i nieporządku. Jednak to, co widać na pierwszym planie – jest budujące. Być może po prostu ci ludzie potrafią dobrze ściemniać?