Dzięki mojemu blogowi sprawą białoruskich studentów zmuszanych do samokrytyki bardzo zainteresowały się polskie media – wczoraj dziennikarze kontaktowali się ze mną. Dziś dowiedziała się o sprawie cała Polska:
- Gazeta Wyborcza
KGB zmusza studentów do samokrytyki
Wacław Radziwinowicz 21-04-2006, ostatnia aktualizacja 20-04-2006 19:18
Białoruskie
KGB zażądało od 21-letniej studentki złożenia publicznej samokrytyki za
popieranie opozycji. Dziewczyna się nie ugięła Taciana Dziadok, słuchaczka czwartego roku turystyki na Białoruskim
Państwowym Uniwersytecie Ekonomicznym i zwolenniczka demokratycznej
opozycji, dostała lekcję prawdziwie stalinowskiego prawa.
– Taciana mieszkała w miasteczku namiotowym na placu Październikowym w
centrum stolicy, gdzie opozycja manifestowała przeciw sfałszowaniu
wyników wyborów prezydenckich – mówi "Gazecie" działacz opozycji Anatol
Labiedźka.
25 marca Taciana i 400 zwolenników opozycji zostali aresztowani podczas
pacyfikacji miasteczka przez milicję. Sąd doraźny wlepił jej dziesięć
dni więzienia.
Kiedy siedziała w areszcie, koledzy z roku przysłali jej do aresztu
kartkę z wyrazami solidarności i podziwu. – A to zapachniało władzy
zbiorowym buntem – opowiada Labiedźka. – Władze uznały, że w przypadku
Taciany nie wystarczy – tak jak w przypadku dziesiątków innych
studentów karanych za udział w akcjach opozycji – zwykłe relegowanie z
uczelni.
KGB postanowiło zmusić kolegów Taciany, by publicznie ją potępili. W
środę władze uczelni zorganizowały więc spotkanie, które w czasach
stalinowskich nazywano sądem towarzyskim – zbiorową rozprawę nad
członkiem kolektywu.
– W sensie prawnym była to bezpłatna wycieczka w czasie o jakieś 60 lat wstecz – dodaje Labiedźka.
Taciana: – Na ten sąd wybrała się ze mną spora grupa moich kolegów z
opozycji. Ale pod budynkiem dziekanatu stali milicjanci. Ich dowódca,
płk Jury Podobied, ten sam, który dowodził pacyfikacją miasteczka
namiotowego, z uśmiechem na twarzy pokazywał swoim chłopcom, kogo mają
brać.
OMON-owcy, czyli uzbrojeni w pałki milicjanci przypominający PRL-owskie
ZOMO, wzięli 11 osób. – Do sali wykładowej numer 112, dokąd zwołano
studentów mojego roku, dotarła ze mną tylko Kristina Szatikowa, która
miała być moim społecznym obrońcą – opowiada Taciana.
W sali do Kristiny podeszło trzech krzepkich młodzieńców. Przedstawili
się jako drużynnicy, czyli członkowie społecznej organizacji wspierania
milicji przypominające PRL-owskie ORMO. Kazali się jej wynosić.
Kristina odmówiła.
Wtedy drużynnicy zaczęli się z nią szarpać. Szło im jednak kiepsko, na
co nadzorujący przebieg rozprawy oficer KGB kazał im "aktywniej wyp…ć
stąd tę babę".
ORMO-wcy sobie nie poradzili, więc wchodzący na salę studenci patrzyli,
jak wściekły, czerwony na twarzy KGB-ista, przewracając meble,
osobiście wywleka z sali młodą kobietę. Kiedy zatrzasnął za nią drzwi,
zaczęła się rozprawa.
– Towarzysze studenci, Taciana Dziadok naruszyła prawo. Chcemy, żeby
sobie uświadomiła swoją winę. Musi zrozumieć, że nie żyje w lesie!
Zhańbiła uniwersytet! Zhańbiła nasz wydział! Poszła na pasku tak zwanej
opozycji, licząc na korzyści materialne! – grzmiał, czytając z kartki,
dziekan wydziału turystyki Mikałaj Kabuszkin.
– Pan kłamie – przerwała mu Taciana. – Pan się boi, że dobiorą się panu
do skóry. Dlatego zmusza pan moich kolegów, by mnie potępili. Przecież
wszyscy wiemy, że pan wzywał do siebie studentów i straszył ich.
Dziekan, milcząc, wbił oczy w kartkę, ale w przygotowanym tekście nie
było odpowiedzi. Wtedy z odsieczą przyszedł mu jeszcze raz KGB-ista: –
Za młoda jest, by pchać się do polityki! Postąpiła nieprawidłowo. Kto z
towarzyszy studentów chciałby się wypowiedzieć na ten temat?
Wskazał studenta Jewgienija, który natychmiast wyrecytował: – Uważam, że zhańbiła uniwersytet. Kolektyw powinien ją potępić.
– A ciebie nie powinniśmy potępić? Na zajęcia nie chodzisz, dwóje
zbierasz. Liczysz, że oskarżając Tacianę, uratujesz się przed
wywaleniem z uniwersytetu – zgasiła go Ola.
Zaskoczony takim obrotem sprawy dziekan odczytał z kartki, że stawia
pod głosowanie kolektywu studenckiego kwestię oceny nagannej postawy
studentki Dziadok.
– Nie będziemy głosować – padły głosy z sali. Przyglądający się
rozprawie studenci wyszli z budynku razem z Tacianą. Podążający za nimi
pułkownik Podobied zatrzymywał i spisywał potem tych studentów, którzy
po drodze odłączali się od grupy.
– Próba reanimacji stalinowskich praktyk zmuszania ludzi do samokrytyki
zakończyła się kompromitacją władzy – mówi Labiedźka, który podobnie
jak "Gazeta" zna przebieg rozprawy od Taciany i innych studentów. – Nie
ta epoka, nie ten kraj. Białoruś nie jest tak hermetycznie zamknięta
jak imperium Stalina.