Polska Biblioteka Internetowa zawiera zbiór niezwykle ciekawych książek w postaci elektronicznej, w większości dzieł dość starych, tak, że prawa autorskie do nich już wygasły.
Moim ostatnim odkryciem jest książka Jana Barszczewskiego "Szlachcic Zawalnia, czyli Białoruś w fantastycznych opowiadaniach", wydana w roku 1844.
Na osądzonej dotąd za stronę
zapadłą Białejrusi, daje się od niejakiego czasu wyraźnie postrzegać
niezwykły ruch intellektualny. Dopatrujemy się go w faktach
objawiających się w literaturze, a więcej jeszcze w żywym interessie,
jaki sama Literatura zaczyna obudzać w życiu domowem obywateli,
potoczne ich rozmowy ożywiać.
Jestem dopiero w trakcie czytania. Niektóre zabawne fragmenty już na wstępie zwracają moją uwagę:
I w przeszłych czasach
Białoruś miała swoich umysłowych przedstawicieli, jeżeli tak nazwać
godzi się niezdolnych popleczników wielkich wzorów klassycyzmu. Wszakże
pisarze owi, uniesieni wirem zachodnich idej, malejąc w
naśladownictwie, nic rozwijali własnego ducha, nietkali kanwy z siebie
samych, a ślepo trzymając się przesławnych wzorów, nic przejawili nigdy
ducha narodowego, bo go sami nie mieli i niepojmowali. W ich dziełach
nie odbiła się ani miejscowość, ani duch strony. Były to raczej
żakowskie lukubracje, z łachmanów klassycyzmu francuskiego (…).
Między
innemi kilka imion przeszło do Historji Bibliografji polskiej.
Franciszek Bohomolec, Jezuita , autor komedji, kontynuator żakowskich
djalogów długo trzymających się na scenie jezuickich teatrów. W
komedjach tych przedstawiał się świat jakiś dziwaczny, że się tak
wyrażę, połowiczny, bo przeznaczone dla teatrów klasztornych, nie
wprowadzały osób płci żeńskiej.
Główną ich myślą było wyśmiać wpływ
cudzoziemców na kraj, w szczególności na panów, wprowadzających do
swych domów francuskie mody, francuskich kucharzy, francuskich
guwernerów, których obawiano się wpływu na zepsucie zasad religji i
rospowszechnienie wolterjanizmu.
Autor przy okazji uświadamia mi, że Franciszek Karpiński, autor najpiękniejszej polskiej kolędy, jest postacią wspólnej kultury Polaków, Ukraińców i Białorusinów. Urodził się i studiował na Ukrainie, przez 30 lat tworzył na Białorusi, pisał po polsku.
Ta książka przypomina mi jednak o jeszcze ciekawszej sprawie. Otóż my, jako zachodni Słowianie, praktycznie zagubiliśmy naszą starą mitologię i zwyczaje. Przyszliśmy tu ostatni i najbardziej (może jeszcze poza Czechami i resztkami Łużyczan) oderwaliśmy się od prastarych korzeni leżących na Wschodzie. Wystarczy jednak tylko przekroczyć naszą wschodnią granicę, żeby odkryć, że ludzie żyjący tam mają o wiele większą świadomość słowiańskich mitów i zwyczajów. To, co dla nas jest archeologią – dla nich jest rzeczą żywą. Na przykład starosłowiańskie bajki o Babie Jadze, Żmiju i Kościeju, bardzo popularne i opowiadane wszystkim dzieciom w Rosji – kiedyś i Polakom musiały być dobrze znane. Dziś są czymś kompletnie obcym. Również Białoruś dużo bliżej jest słowiańskich korzeni niż Polska.
Ta książka właśnie zbiera starosłowiańskie ślady w białoruskich podaniach ludowych:
Między ludem Białoruskim
zachowują się jeszcze i teraz niekótre podania dawnych czasów, które
przechodząc z ust do ust, zrobiły się tak ciemne jak mithologja
starożytnych narodow.