Ktoś niedawno pisał na jakimś blogu, że Polacy oglądający Islandię mawiali: "Jak za Gierka! Jak to wszystko wreszcie dupnie…". No i dupło. Patrząc na Białoruską małą stabilizację powtarzałam wszystkim to samo zdanie. Pytany przez mnie Siergiej twierdził, że Łukaszenka nic od nikogo nie pożycza. A guzik prawda!
Wczoraj Rosja pożyczyła Białorusi 2 mld dolarów. A już w 2007 roku pożyczała 1.5 mld. Od kogo jeszcze i ile pożycza Łukaszenka, tego w tej chwili nie wiem. Na pewno dobrze się z tym kryje przed własnymi obywatelami. Póki co wszyscy żyją na kredyt i tkwią w ułudzie, że "jest dobrze".
Państwo pożycza za granicą, obywatele pożyczają od banków… Przecież na Białorusi właśnie trwa boom na kredyty budowlane. Pytałam Siergieja ostatnio, czy słychać u nich o kryzysie finansowym. Odpowiedział, że nie. No właśnie. Nie słychać.
Rosja sama w kryzysie, nie zasypia jednak gruszek w popiele, gdy chodzi o strategiczne inwestycje. Wsuniemy paru państwom do kieszeni pożyczki stabilizacyjne – a w odpowiednim czasie sam będziemy mieli te państwa w kieszeni. Islandia, Białoruś, kto następny? Stawiam na Ukrainę.
Teraz widzę, że zniesienie sankcji UE dla Białorusi nie miało sensu. Paru bonzów będzie sobie jeździć do ogarniętej kryzysem Europy. Ale pieniądze i tak dostali od Rosji, a nie od nas. Łukaszenka to chytry lawirant. Jak pisze dziennik Izwiestia, prezydent chce zamienić Białoruś w raj bankowy. Zaproponował Bankowi Narodowemu Białorusi, by gwarantował zagranicznym inwestorom całkowity zwrot wkładów bez ograniczeń w sumie. Do tego Mińsk ma przestać pytać zagranicznych inwestorów o źródła kapitału.
Nie wierzę, żeby powiodło się zrobienie z Białorusi europejskiej republiki bananowej. Jak to wszystko kiedyś dupnie… Ale kryzysy nie zawsze są złe. Wiemy, co się stało w Polsce po upadku Gierka!
Popatrzmy jeszcze na białoruski dobrobyt…