Pomieszanie z poplątaniem

Poplątanie epok. Pomieszanie Wschodu z Zachodem. Miasteczko niedaleko Dzierżynowa. Nie pamiętam nazwy.

Stary kościół katolicki.

Stary zbór kalwiński. Obronny. Otoczony wałami.

W środku dawnego zboru kalwińskiego – cerkiew.

Pomiędzy kościołem a zborem/cerkwią – Lenin, flaga sowieckiej Białorusi i tablica z przodownikami pracy.

"Najlepsi ludzie miasta".

Najlepsi ludzie miasta to nauczycielka, dentysta, radna…

Muzeum Feliksa Dzierżyńskiego 2

Część 1 tutaj

Dzierżyński z Leninem, Stalinem i chyba znowu Trockim.

 

Walizka Dzierżyńskiego, teczka Dzierżyńskiego oraz parasol Dzierżyńskiego.

 

Były i polonica.

 

Ciekawy konstruktywistyczny plakat. Z Dzierżyńskim.

 

Makatka z godłem białoruskiego KGB. Przewodniczka zniżyła głos i rzekła co następuje:

"Nie wiem, jak to powiedzieć… No nie wiem, jak by to powiedzieć… Ale na Białorusi KGB jest tak jakby… ponad prawem."

Uświadomiłam sobie wtedy, że my Polacy szczęśliwie już odzwyczailiśmy się od przemawiania aluzjami.

 

Talerz przyjaźni od braci enerdowców. Stasi też uważała Dzierżyńskiego za swego duchowego ojca.

 

Talerz przyjaźni od narodu polskiego!

"Wyższa Szkoła Oficerska MSW im. Feliksa Dzierżyńskiego
40. rocznica MO i SB
1944-1984 w służbie narodu"

(Te komunistyczne gadżety zgromadzone zostały z innych muzeów. Muzeum w Dzierżynowie wtedy jeszcze nie istniało.)

Muzeum Feliksa Dzierżyńskiego

Miły, porządny kraj. Wszyscy się dorabiają. Jest dobrze. Jest sielankowo. Aż tu… pierwszy zgrzyt.

Dla przypomnienia: Feliks Dzierżyński – twórca sowieckiego aparatu terroru. Odpowiedzialny za masowe egzekucje i eksterminację setek tysięcy ludzi w czasie rewolucji październikowej i po niej. Uchodził za psychopatę. Urodził się w polskiej rodzinie ziemiańskiej, w Dzierżynowie na Białorusi. W oficjalnej propagandzie ZSRR i krajach bloku sowieckiego otaczany był kultem. Wznoszono mu setki pomników, również w Polsce.

Parę fragmentów z Wikipedii:

Czeka (sowiecka tajna policja) rozpoczęła tzw. czerwony terror, co pozwoliło na stosowanie takich metod jak branie zakładników i na niespotykaną do tej pory skalę masowych egzekucji. Dzierżyński wydał osobisty rozkaz, aby do masowych egzekucji na kontrrewolucjonistach wykorzystywać karabiny maszynowe.

W Piotrogrodzie wydawano tak wiele wyroków śmierci, że skazanych wiązano parami, ładowano wieczorami na drewniane barki, które wyprowadzano na wody Zatoki Fińskiej, i tam zatapiano. Kiedy powiewał zachodni wiatr, ciała wpływały do portu w Kronsztadzie. Oprawcy z WCzK w Charkowie ściągali ofiarom skórę z rąk żywcem, robiąc tzw. "krwawe rękawiczki".

Oprawcy WCzK z Woroneża umieszczali torturowanych w specjalnie przygotowanych wcześniej beczkach, naszpikowanych kilkucalowymi gwoździami z ostrzami skierowanymi do wewnątrz beczki, które następnie toczono przez kilka minut, dziurawiąc w ten sposób torturowaną ofiarę.

Akcje CzeKa prowadzone były z taką brutalnością i bezwzględnością, jakich nie może pojąć cywilizowany umysł. Pewnego razu, gdy lokatorzy ze strachu nie zdjęli łańcucha z drzwi, czekista rzucił przez szparę granat. Innym razem nikt nie odpowiadał na łomotanie, stara kobieta była przykuta do łóżka z powodu paraliżu, który nastąpił gdy na jej oczach zamordowano jej męża, jeden z czekistów zniecierpliwiony czekaniem rzucił w drzwi granatem, który eksplodując za blisko ciężko ranił pięciu funkcjonariuszy. Powrócili tej samej nocy i w odwecie zarżnęli starą kobietę.

 

 

 

Dzierżynowo. Muzeum Feliksa Dzierżyńskiego. W miejscu, gdzie stał majątek Dzierżyńskich i gdzie urodził się "żelazny Feliks", prezydent Łukaszenka kazał wybudować muzeum.

Było to w 2004 roku.

Nawet za ZSRR takiego muzeum tutaj nie było.

 

Dzierżyński w ZSRR uważany był za ojca-założyciela KGB. Co za tym idzie, obecnie w Rosji jest patronem rosyjskiego KGB, a na Białorusi – białoruskiego. Na placu przed muzeum, pod tym pomnikiem, funkcjonariusze KGB składają uroczystą przysięgę przed prezydentem.

 

"Fundament domu, gdzie urodził się Feliks Edmundowicz Dzierżyński."

Wiem – wyglądamy na tej uśmiechniętej fotografii jak głupi turyści. Przypomnieliśmy sobie reportaż  z Korei Północnej, gdzie w górach są tabliczki, a nawet wielkie napisy wymalowane na skałach: "Tu towarzysz Kim Ir Sen wyszedł na spacer. Tu towarzysz Kim Ir Sen podziwiał widok. Tu żona towarzysza Kim Ir Sena wyszła na spacer. Tu żona towarzysza Kim Ir Sena przypomniała sobie, że nie ugotowała mężowi obiadu i zawóciła ze spaceru." Podobieństwo propagandy rozśmieszyło nas.

 

"Dom, gdzie minęło dzieciństwo F. E. Dzierżyńskiego."

 

We wszystkich muzeach na Białorusi ceny dla obcokrajowców są 5 razy wyższe niż dla tutejszych. Siergiej nakazał nam nie odzywać się i kupił bilety dla Białorusinów.

 

Feliks w dzieciństwie. "Od razu widać, że to polskie dziecko! Pańskie, nie chłopskie." – skomentował Siergiej. No właśnie. To co "pańskie" nazywane jest na Białorusi polskim. To co "chłopskie" – białoruskim. Będę się upierać, że jest w tym sporo niekonsekwencji, bo np. Kościuszko i Mickiewicz uważani są tu za Białorusinów, choć jako żywo chłopami nie byli. Co innego zaś Dzierżyński – to na pewno musiał być Polak. 😉

 

Całe muzeum obwieszone jest tego rodzaju strasznymi obrazami. Tutaj Feliks Edmundowicz w dzieciństwie.

 

Feliks Edmundowicz odjeżdża do szkół.

 

Dzierżyński ze sztandarem "Swoboda"… Porównaj z opisami powyżej, jak on tę "wolność" wprowadzał…

 

Dzierżyński z Leninem i chyba(?) z Trockim.

 

Tak wygląda wnętrze muzeum.

Przewodniczka, mimo że nie zapłaciliśmy jej za oprowadzanie, bardzo chciała nam coś opowiedzieć.

Dyskretnie usiłowała okazać, że osobiście nie darzy Feliksa Edmundowicza entuzjazmem.

Aby niejako odwrócić uwagę od jego osoby – opowiedziała o jego bracie i bratowej, którzy działali w partyzantce (nie powiedziała, że w AK, ale wiedział to Leszek). Bratowa była Niemką i wyciągała od Niemców różne informacje. Pewnego razu uratowała całą wieś przed egzekucją z zemsty za akcję partyzantów – uprosiła Niemców o darowanie kary. Aż raz pewna kobieta (jak podkreśliła przewodniczka – Rosjanka, spod Uralu) doniosła na owego brata i bratową. Zostali straceni przez Niemców.

 
Ciąg dalszy muzeum – w następnym wpisie.

 

 

Czteroletni syn Łukaszenki w mundurze na manewrach z Rosjanami

Właśnie odbyły się wspólne białorusko-rosyjskie ćwiczenia wojskowe Jesień-2008. Manewry odwiedził prezydent Łukaszenko z czteroletnim synkiem, obaj w mundurach wojskowych – donosi białoruski serwis Salidarnasć.

Kilka miesięcy temu ujawniono istnienie następcy tronu Białorusi. Jest nim nieślubny syn Łukaszenki i byłej prezydenckiej lekarki Iryny Abelskiej, która popadła w niełaskę w 2007 roku. Mały Nikołaj Łukaszenko okazał się jednak przydatny do ocieplenia wizerunku srogiego papy. Ostatnio mogliśmy go oglądać w objęciach ojca na otwarciu Igrzysk Olimpijskich w Pekinie.

Tym razem przedszkolak został ubrany w miniaturkę munduru ojca – świadkowie twierdzą, że nawet pagony były jednakowe… Łukaszenko nie kryje, że przygotowuje najmłodszego syna na sukcesora. Jak widać – wszystko toczy się według starych, dobrych średniowiecznych wzorców.

 

Zdjęcie: gazetaby.com

 

Białoruś jak za Gierka

Ktoś niedawno pisał na jakimś blogu, że Polacy oglądający Islandię mawiali: "Jak za Gierka! Jak to wszystko wreszcie dupnie…". No i dupło. Patrząc na Białoruską małą stabilizację powtarzałam wszystkim to samo zdanie. Pytany przez mnie Siergiej twierdził, że Łukaszenka nic od nikogo nie pożycza. A guzik prawda!

Wczoraj Rosja pożyczyła Białorusi 2 mld dolarów. A już w 2007 roku pożyczała 1.5 mld. Od kogo jeszcze i ile pożycza Łukaszenka, tego w tej chwili nie wiem. Na pewno dobrze się z tym kryje przed własnymi obywatelami.  Póki co wszyscy żyją na kredyt i tkwią w ułudzie, że "jest dobrze".

Państwo pożycza za granicą, obywatele pożyczają od banków… Przecież na Białorusi właśnie trwa boom na kredyty budowlane. Pytałam Siergieja ostatnio, czy słychać u nich o kryzysie finansowym. Odpowiedział, że nie. No właśnie. Nie słychać.

Rosja sama w kryzysie, nie zasypia jednak gruszek w popiele, gdy chodzi o strategiczne inwestycje. Wsuniemy paru państwom do kieszeni pożyczki stabilizacyjne – a w odpowiednim czasie sam będziemy mieli te państwa w kieszeni. Islandia, Białoruś, kto następny? Stawiam na Ukrainę.

Teraz widzę, że zniesienie sankcji UE dla Białorusi nie miało sensu. Paru bonzów będzie sobie jeździć do ogarniętej kryzysem Europy. Ale pieniądze i tak dostali od Rosji, a nie od nas. Łukaszenka to chytry lawirant. Jak pisze  dziennik Izwiestia, prezydent chce zamienić Białoruś w raj bankowy. Zaproponował  Bankowi Narodowemu Białorusi, by gwarantował zagranicznym inwestorom całkowity zwrot wkładów bez ograniczeń w sumie. Do tego Mińsk ma przestać pytać zagranicznych inwestorów o źródła kapitału.

Nie wierzę, żeby powiodło się zrobienie z Białorusi europejskiej republiki bananowej. Jak to wszystko kiedyś dupnie… Ale kryzysy nie zawsze są złe. Wiemy, co się stało w Polsce po upadku Gierka!

Popatrzmy jeszcze na białoruski dobrobyt…

Radosna twórczość białoruska

Białorusini kochają wszystko przyozdabiać. Szkoda, że nigdy nie udało mi się sfotografować z samochodu tego, czego jest najwięcej: Wzdłuż dróg, pod lasem – a lasy są tam wszędzie! – w równych odstępach stoją głazy. A każdy  pomalowany przez jakiegoś leśniczego. W jelonki, zajączki i wiewiórki. Mniej lub bardziej umiejętnie, ale z pasją. Czasem też w hasła o szanowaniu lasu.

Płoty to obowiązkowy element białoruskiego krajobrazu. Tutaj, inaczej niż w Polsce, tradycyjnie wszystkie obejścia są ogrodzone nieprzejrzystym parkanem. Sprawia to wrażenie ładu. Na wsiach do niedawna modne były ogrodzenia odlewane z betonu. Podobno sprzęt do ich produkcji sprowadzano z Polski. W bardziej konserwatywnych zagrodach płoty są drewniane. I koniecznie trzeba je pomalować na jakiś fajny kolor.

Kwietnik w mińskim parku. Białoruskie miasta, a zwłaszcza stolica, obsadzone są kolorowymi rabatkami, tworzącymi różne wzory, czasem napisy. Wybór roślin jest tradycyjny, przypomina mi kwiatki ze skwerów z dzieciństwa. Teraz w Polsce sadzi się inne rośliny ozdobne.

Ktoś miał kawałek złomu, więc zrobił łabędzie. Tak po prostu. Stoją niedaleko zamku w Mirze, nad fosą, za jakąś budką. Sztuka dla sztuki.

Postoje przy białoruskich autostradach zasługiwałyby na cały fotoreportaż. Na jednych stoją dwumetrowe kwiatki (tak, te ptaki na gałęzi też są z drewna!). Na innych – wc jest w kształcie prawdziwka. Widziałam nawet postój w kształcie statku pirackiego.

 

Najbardziej opozycyjne miasteczko na Białorusi

Iwieniec. Podobno najbardziej opozycyjne miasteczko na Białorusi. Podobno dlatego, że mieszkają tu głównie Polacy.

Ktoś napisał sobie na dachu: „Żywie Biełaruś!”. Hasło to jest uważane za antyreżimowe, chociaż właściwie nie wiem, dlaczego…?

Kościół Michała Archanioła i klasztor franciszkanów. Podobno odnowiony za pieniądze z datków z Polski. W klasztorze przyjmowane są polskie grupy pielgrzymkowe. Gdyby ktoś był zainteresowany podróżą na Białoruś, to chyba warto tam zadzwonić w sprawie noclegu. Na Białorusi nie za bardzo jest gdzie nocować. Hotele nieliczne i bardzo drogie. Czasem jakieś turbazy – bazy turystyczne, ale nie wiem jak na nie trafić. Chyba najlepiej szukać noclegu poprzez Polaków i Kościół.

Stare krzyże zdjęte z wież kościelnych podczas renowacji.

W kościele katolickim – polskie nazwiska i ogłoszenia po polsku.

Kryterium bycia Polakiem – w popularnym mniemaniu – jest tutaj wyznanie rzymsko-katolickie. Takie odniosłam wrażenie, choć w rzeczywistości sprawy narodowościowe nie są takie proste.

W kościołach katolickich na Białorusi nabożeństwa są po polsku. Siergiej mówi, że większość katolików jednak wcale polskiego nie rozumie i dlatego w kościele dostają karteczki z tłumaczeniem nabożeństwa. Dlaczego więc Kościół nie zmieni języka nabożeństw na białoruski lub rosyjski? Bo tak, to niczym się to nie różni od nabożeństw po łacinie. A przecież chodzi o to, żeby wierni rozumieli nabożeństwa?! Lecz wiernym to chyba nawet bardzo nie przeszkadza… porównują się do Cerkwi prawosławnej: „Oni mają staro-cerkiewno-słowiański, my mamy polski.” Polski jako oficjalny język katolicyzmu? Trochę to zabawne.

Dzieciństwo v. 2.0

Tak puste drogi w Polsce widziałam ostatnio, gdy byłam mała. Białoruś jest prawie tak duża jak Polska, lecz ma zaledwie 10 milionów obywateli, z czego 2 miliony mieszkają w Mińsku. Być może ludzie mają też mniej samochodów, niż w Polsce – Siergiej wspominał, że popularnym rozwiązaniem jest tu kupowanie auta na spółkę przez grupę przyjaciół. Polacy, sądzę, nie mieliby do siebie tyle zaufania. Drogi między miastami są tu więcej niż przyzwoite: ekspresowe, a właściwie gdyby dobudować bezkolizyjne zjazdy, łatwo da się je przerobić na autostrady. Jednak ciekawe, co by z nich zostało, gdyby wpuścić na nie taki ruch jak w Polsce? Siergiej twierdzi, że gdy wjeżdża na nasze drogi, to od razu jest chory na klaustrofobię. Stresuje się, że ktoś zaraz na kogoś najedzie. Ba, po białoruskich drogach wiejskich Siergiej może pędzić 120 na godzinę i nikogo nawet nie zobaczy na horyzoncie…

Typowy krajobraz w typowym miasteczku. Niezwykle czysto i schludnie, choć budynki w starym stylu. Tu wszędzie jest jak w latach 80. (a może nawet 70. – ale tych czasów ja nie pamiętam).

Tu jest jak w latach 80., lecz w Polsce wówczas nie było tak ładnie. Być tutaj to jak powrót do dzieciństwa. Lepszej wersji dzieciństwa.

Siergiej mówi, że mam rację: Łukaszenka robi dziś to, czego nie zdążono zrobić w latach 80., przed upadkiem Związku Radzieckiego. Spełnia ludziom marzenia ze starych, dobrych czasów. My, Polacy, nie czujemy i nie chcemy czuć ciągłości z latami 80. W krajach posowieckich być może to lata 90. są przeklętym okresem, dziurą w szczęśliwym życiorysie?

Budujemy nowy dom, jeszcze jeden nowy dom…

 

 

Scenki z budowy na obrzeżach Mińska. Na Białorusi panuje obecnie boom kredytowy. Wszyscy kupują mieszkania, rosną nowe osiedla. Ceny – ok. 2 razy niższe, niż w Krakowie. Białorusini jednak zarabiają średnio 3 razy mniej niż Polacy. Strach pomyśleć co by było, gdyby nie daj Boże gospodarka białoruska się sypnęła. Na razie jednak wszystko tu przypomina epokę Gierka. Tylko że – przynajmniej wg deklaracji Łukaszenki – państwo białoruskie nie zaciąga kredytów. Jeszcze nie raz będę zadawać sobie pytanie: skąd on na to wszystko bierze pieniądze?

Nowe mieszkania, wykupywane na pniu, powstają nieraz z… wielkiej płyty. Chyba nikt w Europie już nie buduje w tej technologii. Krajobraz jak z Alternatywy 4, ale te osiedla, mimo że na obrzeżach miasta, to nie żadne zadupie. Leżą w granicach trzeciej obwodnicy, są dobrze skomunikowane.

Tak, tak: Mińsk ma TRZY obwodnice, z czego trzecia wybudowana przez Łukaszenkę. W Polsce obwodnice budowane są z opóźnieniem, wokół istniejących już zabudowań. Tutaj – z wyprzedzeniem, wokół pustych jeszcze terenów.